Strony
▼
niedziela, 20 listopada 2022
Bros
Film znany gdzieniegdzie pod polskim tytułem Kumple, który jest równie słaby co angielski oryginał, sugerujący wiele, ale nie relacje seksualne między dwoma facetami. W roli głównej zobaczymy Eichnera, który zagrał epizodyczną rólkę w moim ukochanym serialu Parks & Recreation. Epizodyczną, ale godną zapamiętania, bo wcielił się w zrzędliwego geja, który co chwilę nie mógł i umierał (nawet go tu uwieczniłem). Główny bohater to Bobby, gej około czterdziestki, który manifestacyjnie w internecie i publicznie (a jest internetowym celebrytą) głosi swoją niechęć do związku z innym mężczyzną. Przelotny seks mu wystarcza, choć w karykaturalnej scenie widzimy, że nie powinien. Aż tu pewnego wieczoru zagaduje go Aaron z boskim torsem, a rozmowa klei się bardziej niż obaj się spodziewali. Okazało się, że wykazują dużą zgodność charakterów ze skłonnością do ironii i sarkazmu. Doszło do kolejnych spotkań, po których stwierdzili, że fajnie jest być emocjonalnie niedostępnym, ale razem z kimś niż w pojedynkę. Romans rozwija się pięknie jak ten rozmaryn, po drodze zobaczymy scenę seksu, oczywiście bez dosłowności, ale czegoś podobnego nie pamiętam z żadnego pornosa, więc zaświtała mi myśl, że chyba coś mnie w życiu ominęło. A widzowie niewtajemniczeni w seks homo mogliby pomyśleć, że jest on niezwykle skomplikowany. Dojdzie nawet do wzruszającego momentu, kiedy Aaron rzekł Bobbiemu, by ten go posunął. Piękna manifestacja głębokości uczuć. Ponieważ film jest romkomem, rzeczy muszą się pogmatwać, by nasi bohaterowie stwierdzili, że jednak są dla siebie przeznaczeni. W chwilach rozpaczy Bobby załzawionymi oczyma ogląda romanse z kanału Hallheart - aluzja do Hallmarku, którego gwiazdą był Macfarlane grający Aarona (prywatnie gej, choć w romansach oczywiście nienaganny heretyk). Siła tej produkcji polega na świetnych dialogach, w których wspomniane ironia i sarkazm są wysokiej próby. Zaskoczyło mnie, że taki w sumie niszowy film o romansie między facetami wszedł do dystrybucji w polskich multipleksach. Szkoda, że nie urządzono na tę okoliczność żadnego szturmu modlitewnego, bo filmowi przydałaby się reklama. Niechby chociaż kuratorka Nowak się wypowiedziała... Moja ocena: dawno się tak dobrze nie bawiłem. Przy okazji tego filmu przypomniałem sobie o mojej odpowiedzi na pytanie, jaką chciałbyś mieć supermoc. A przy okazji tego zdania przypomniałem sobie opowieść Marcina Szczygielskiego o spotkaniu autorskim z dziećmi poświęconym jego książce o postaci obdarzonej supermocą, zapewne liczącej do kilkunastu wiosen. A wy jaką chcielibyście mieć supermoc? - zapytał Szczygielski dzieci zgromadzone w sali. Chciałbym być super silny, chciałabym móc latać, czyli standard. Na szczęście znalazła się oryginalna dziewczynka o imieniu Liwia, która wyjawiła, że chciałaby móc wyłupywać ludziom oczy na odległość. Cóż za znakomity pomysł, zło w czystej postaci! Budzi się we mnie pedagog, który miałby ochotę zapytać Liwię, czy chciałaby, aby tę moc miał Maciuś, który bardzo Liwii nie lubi. Zostawmy Liwię, a jaka byłaby moja ulubiona supermoc? Wyglądać jak nadobny Macfarlane nie wykonując żadnego wysiłku - brzmi nieźle, ale jeszcze bardziej chciałbym, żeby na moje skinienie tacy Macfarlanowie ślinili się na mój widok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz