Strony
▼
sobota, 19 listopada 2022
Mąż, czy nie mąż czyli Épouse moi mon pote
Cała rodzina złożyła się na studia Marokańczyka Yassine'a w Paryżu. I skończył tę architekturę, a teraz pracuje dla Kataru (lub innego Kuwejtu), tworząc śmiałe przedsięwzięcia budowlane. Rodzina jest z niego dumna, choć nie byłaby, gdyby znała prawdę: studiów nie skończył, a pracuje na czarno jako pomoc przy budowach. Dopadli go okrutni francuscy biurokraci i chcą go eksmitować, więc Yassine wpada na pomysł, żeby uzyskać prawo pobytu przez małżeństwo. Ale z kim? Wypadło na przyjaciela Frederica, który wprawdzie ma w planach małżeństwo ze swoją femme, ale można je odłożyć. Femme będzie świadkiem na ślubie, ale z bardzo krzywym uśmiechem. Ogłaszam was mężem i mężem, a teraz możecie się pocałować. Pocałunek heteroseksualistów wyszedł tak, jak można było się spodziewać. Od tej pory widz ma się śmiać z heteryków udających gejów i z urzędnika, który w najgorszym stylu komedii de Funesa próbuje przyłapać zaślubionych na oszustwie. To zadanie wypełnia mu życie w całości, dzień i noc. Sytuację komplikuje rodzina Yassine'a, albowiem matka odwiedziła syna, by poznać tę Frederique, którą poślubił. Poza tym jest seria ryzykownych dowcipów z niewidomym. Yassine, jako mąż Freda, będzie jeszcze smalił cholewki do dawnej miłości ze studiów. A Fred będzie dziwnie uparty, by wziąć udział w konkursie tanecznym par męskich. Wszystko, co tu opisałem, może być zrobione kiepsko lub dobrze. Tym razem wyszło dobrze, głównie dzięki Boudalemu, który grał główną rolę i wyreżyserował film. Facet ma naturalny talent komediowy, na szczęście mało podobny do de Funesa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz