Strony

piątek, 9 lipca 2021

Skrzypek czyli The Violin Player

Mniej więcej trzy zdania wystarczyłyby, żeby dość dobrze oddać fabułę tego filmu. I nie musiałyby to być zdania takie jak w Bramach raju, w zasadzie wystarczyłby jeden tweet. Ale jeśli się ma filmową fantazję, to można zrobić z tej wątłej historii właśnie coś tak niezwykłego. Z imienia znamy tylko Anitę, żonę tytułowego skrzypka, który podzieli się z nami dniem ze swojego życia. Powiedzmy jasno, że nie był to dzień zwyczajny, a twórcy bardzo świadomie i inteligentnie przełożyli tę opowieść na język filmu, więc dopiero pod koniec zrozumiemy, co tak naprawdę się zdarzyło. Bywało, że marudziłem przy okazji filmów Shyamalana, których fabuła często zależy od jednego finalnego detalu, który wszystko wywraca i wyjaśnia. Gdybym był konsekwentny, to musiałbym przyznać, że tu też mamy ten problem, ale jednak mniejszy. Tu na gwoździu wisi wypchana wiewiórka, a u Shyamalana - wypchany słoń, jakiego w swojej kolekcji miał książę de Berry. Skoro bohater jest muzykiem, nie dziwi nas muzyka nieustannie pobrzmiewająca w tle, kiedy przez długie chwile nie widzimy niczego poza twarzą skrzypka. W najmniejszym stopniu mi to nie przeszkadzało, chyba dzięki charyzmie aktora o sympatycznej (do czasu) buzi. Przepiękna jest scena spotkania na dworcu, kiedy bohaterowi zaczyna się przypatrywać jakiś obcy facet. Niejeden metafizyczny ciarek przebiegł mi po plecach, kiedy na to patrzyłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz