Strony
▼
środa, 24 lutego 2021
Balkan Express (Dominika Ćosić)
Na Bałkanach piją kawę z dżezwy. Przeczytałem opis przyrządzania takiej kawy i nabrałem przekonania, że polskie określenie „kawa po turecku” ma tyle sensu co zeszłoroczny śnieg (czego bym nie powiedział o tegorocznym). Trzeba choć trochę interesować się Jugosławią, żeby zabrać się do czytania tej książki. Motyw autorki jest oczywisty: tata Serb, który przez lata uważał się za Jugosłowianina. Mój jest dużo skromniejszy i niebezpośredni: wiele wakacyjnych wyjazdów do Chorwacji ze świadomością, że to nie te prawdziwe Bałkany, które znamy z filmów Kusturicy (o ile coś można poznać z filmów). A już zupełnie niebałkańska jest ta Słowenia, gdzie zdarzyło się nam wstąpić do restauracji i poprosić kelnerkę o sugestię jakiegoś lokalnego dania. No i zjedliśmy te tysiączne ćevapčići, ale z poczuciem, że coś tu jest nie na swoim miejscu. Najwięcej na wojnach w rozpadającej się Jugosławii straciła Serbia, która się do nich walnie przyczyniła, ale trzeba pamiętać, że winnych można szukać we wszystkich stronach konfliktu. Serbowie zostali zmuszeni do rozliczenia się ze zbrodni wojen lat dziewięćdziesiątych, ale na Chorwatów chronionych przez Niemcy już takich nacisków nie było. Bośniaccy Muzułmanie występują głównie w roli ofiar, ale czy słusznie? Serbia miała złą prasę, więc świat z entuzjazmem powitał niepodległe Kosowo. A gdy na podobnej zasadzie kosowska prowincja zamieszkana przez Serbów chciała się odłączyć od nowego państwa - entuzjazmu nie było. Widać, że emocje górują nad rozsądkiem i jasnymi kryteriami, którymi można by kierować się przy ocenie słuszności postulatów niepodległościowych. O niepodległym Kosowie zadecydował Clinton, a główna jego motywacją, jak sądzę, było to, że w ten sposób można było przywalić Rosji. I teraz ma Clinton w Prisztinie aleję swojego imienia. Książkę można przeczytać szybko i przyjemnie, bo wygląda jak wyciąg z pamiętnika sympatycznej autorki, ale raczej nie wnikliwa analiza w stylu Kaplana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz