Strony

czwartek, 19 marca 2020

Islam. Jedenasta plaga (Hege Storhaug)

Zacznijmy od tego, że książka tytułem nawiązuje do wykładu Arnulfa Øverlanda zatytułowanego Chrześcijaństwo - dziesiąta plaga. Stanął za to przed norweskim sądem w 1933 roku oskarżony o bluźnierstwo, ale ostatecznie został uniewinniony, co z satysfakcją odnotowuje autorka. Dlatego lekko paradoksalne jest, że pani Starhaug jest tak ciepło przyjmowana w polskich kręgach „patriotycznych”. W czasach Øverlanda chrześcijaństwo mogło mieć jeszcze podobne aspiracje jak dzisiejszy islam, czyli tę dążność do narzucania swojego „idealnego” modelu życia. Widzimy to zresztą dzisiaj w Polsce, gdyby dać wolną rękę biskupom, mielibyśmy wkrótce niezły katolicki zamordyzm. W takich kategoriach postrzegamy szariat, czyli niemal totalną religijną kontrolę życia wyznawców, a zwłaszcza wyznawczyń, i jest to często wybór dobrowolny, co mniej dziwi w przypadku mocno uprzywilejowanych mężczyzn, za to zdumiewa u kobiet. Więcej w tym jest jednak nacisku środowiska niż dobrowolności. Jak głosi Hege, jednym z ideałów europejskich jest swoboda religijna, możesz wyznawać religię, jaką chcesz, lub żadną. W domach chrześcijańskich fundamentalistów dzieci też podlegają presji, ale w islamie jest dużo lepiej, bo za apostazję szariat przewiduje śmierć. Jak ponoć rzekł Chomeini „islam będzie polityką, albo nie będzie go wcale” (był szyitą, ale koledzy sunnici się z tym zgadzają). To jest głównym problemem: my w Europie staramy się oddzielić religię od polityki, a jednocześnie w ramach państwowej opiekuńczości i tolerancji pozwalamy rozkwitać społecznościom, które programowo chcą narzucić reszcie swój religijny styl życia. Zauważmy, że nie ma takiego kłopotu z buddystami, hinduistami lub Wietnamczykami, w cokolwiek ci ostatni wierzą. Ba, od Tabisza wiem, że hinduiści uważają nawet, iż nie można przyjąć ich religii, to jest przywilej z urodzenia (też lekko głupie, jak każda religia, ale przynajmniej niegroźne). Chrześcijaństwo pod naciskiem racjonalnej krytyki uciekło w metafory i duchowość, co odróżnia je od islamu, przynajmniej tego szeroko wyznawanego, czyli „medyńskiego”, w opozycji do „mekkańskiego”, duchowego. O ile chrześcijanina można próbować zawstydzić powołując się na Jezusowe przesłanie miłości (dyskusję o jego sensowności odłóżmy na bok), o tyle wyznawcę Mahometa można zawstydzić czym? Że zbyt pobłaża żydom, bo nie organizuje masowych mordów opisanych w Koranie (np. rzeź rodu Banu Kurajza)? Że dopuszcza kobiety do władzy, podczas gdy w Koranie niejaka Umm Qirfa, przywódczyni klanu, została rozerwana na kawałki ku chwale Allaha? Że ma problem z braniem dziewczynek za żony, skoro Prorok miał dziewięcioletnią żonę? Najsłabszą częścią argumentacji w książce jest ta, w której autorka powołuje się na to, co o islamie powiedział Hume, Voltaire czy Churchill. Nieszczęście islamu nie polega na tym, że jego święta księga jest pełna okrucieństw, bo Stary Testament też taki jest, ale na tym, że Koran jest brany na serio jako słowo Boga w przeciwieństwie do ST, który miał powstać z natchnienia, a wiadomo, ludzie się mylą, więc przeplatają wersy natchnione z głupimi i okrutnymi. Co ze sprzecznościami w świętym tekście Koranu? Hm, ponoć nawet „uczeni” w piśmie przyznają, że takowe są, ale wymyślili „abrogację” (zasada naskh), w myśl której wersy późniejsze unieważniają wcześniejsze. Teraz trzeba być nieźle w Koranie oblatanym, żeby mieć pewność, że ów miły dla europejskiego ucha werset o feministycznym zabarwieniu nie został gdzieś potem zniesiony. Podobnie piękny werset „Nie ma przymusu w religii” (2:256) zostaje obalony przez „werset miecza” (9:5) nakazujący zabijać bałwochwalców. Nota bene, w chrześcijaństwie też to przecież mamy, bo podobno Nowy Testament znosi Stary, choć - kiedy to wygodne - święty męczennik Tomasz z Ikei nie ma zahamowań, żeby przywoływać zapisy o karaniu gejów śmiercią, a Episkopat przyklaskuje. Autorka opisuje „stracone” miasta i dzielnice, Marsylię, Malmö lub Tower Hamlets, dzielnicę Londynu, w której można dostać lanie za picie alkoholu lub jedzenie w ramadanie bez względu na to, czy jesteś muzułmaninem. Paradoksem jest to, że fundamentalizm w Europie napędzają dzisiejsi imigranci, którzy wymuszają na wcześniej przybyłych, nieco zeświecczonych muzułmanach powrót do zasad życia obowiązujących obecnie w krajach islamskich. Można zasadnie mniemać, że układ społeczny w krajach islamskich nie sprzyja rozwojowi tak, jak model europejski. Gdyby nie liczyć ropy, jedna Finlandia eksportuje więcej towarów niż cały świat arabski (dygresja: w książce zamiast „ropy” jest „olej”; to nie jeden taki kwiatek, wielkiej staranności w pracy edytorskiej zarzucić wydawnictwu nie można). Przybywają więc ci imigranci i chcą w Europie wprowadzić ten niewydolny system, od którego uciekli? Fajne. Na wzór watykańskich dykasterii w islamie działają różne komitety i organizacje, np. Europejska Rada ds. Analiz i Wydawania Fatw [x]. Fatwa kojarzy się nam głównie z wyrokiem śmierci na Rushdiego, choć jest to słowo pospolite oznaczające opinię lub zarządzenie o charakterze religijnym. Islamska Rada Norwegii zwróciła się do owej europejskiej rady od fatw z pytaniem o karanie śmiercią homoseksualistów. „Wątpliwość, czy zabijać, czy też nie zabijać człowieka że względu na jego życie seksualne jest, jak widać, dla norweskich muzułmanów bardzo skomplikowanym zagadnieniem” (311). To właśnie w Norwegii miała miejsce konferencja Islam Net z szokującym dla przeciętnego Europejczyka sondażem ad hoc. W Londynie pojawiły się strefy szariatu, na granicach których ustawiono napisy informujące, że tu jest „strefa wolna od homoseksualizmu” (257). Islamskie barbarzyństwo? Pół Polski jest dumne z czegoś podobnego w naszym kraju. W ramach lektur i filmów pomocniczych autorka poleca filmy Submission Theo van Gogha (zamordowanego w imię religii pokoju), Britain's Islamic Republic i Third Jihad, ponadto tekst o okrucieństwach ISIS (np. przymusowe nawracanie na islam i obrzezanie mężczyzn) oraz książkę Tyrania skruchy Brucknera, w której omawia się europejski kompleks winy, nigdzie poza Zachodem nie występujący, a już szczególnie w świecie islamu. A byłoby się z czego spowiadać, islamizacja Indii to 80 milionów ofiar (203). Wspomniane wyżej ISIS cieszy się dużym poparciem wśród europejskich wyznawców Allaha, dotyczy to też męczenników za sprawę islamu, a po naszemu - terrorystów. Po zbrodni Breivika w Norwegii powszechne były zgroza i potępienie. Tymczasem niczego takiego nie było wśród społeczności muzułmanów po 11 września, morderstwie w Charlie Hebdo, czy innych atakach terrorystycznych. Nawet więcej, „Islamska Wspólnota Wyznaniowa zorganizowała kopenhaskiemu terroryście, Omarowi El-Husseinowi, uroczystość pogrzebową, podczas której meczet wypełniały tłumy” (w Norwegii, 172). W ramach ciekawostek: szwedzkie miasto Södertälje ma dużą mniejszość prawosławnych chrześcijan z Bliskiego Wschodu, którzy stwarzają te same problemy co muzułmanie, czyli wzrost przestępczości i brak asymilacji. Autorka tłumaczy to mentalnością plemienną, która dominowała w ich ojczystych krajach. Inna ciekawostka: Polacy są najliczniejszą mniejszością narodową w Norwegii. A na koniec zajęczę: wydawco, nie dało się zrobić indeksu osób?

[76]
Tytułem wprowadzenia: jest to fragment rozmowy ze starszą Szwedką, która zdecydowała się na wyprowadzkę z Malmö z powodu imigrantów. Była to osoba otwarta i tolerancyjna, nie chodziło o jej wyobrażone uprzedzenia, a nowe uciążliwości, hałas, chamstwo, napaści, kradzieże.

– A jaki masz pomysł na rozwiązanie problemów stworzonych przez polityków? – zapytałam (...).
Odpowiedź nie nadeszła szybko i była starannie przemyślana:
– Trzeba zaprząc całą sztukę inżynierii społecznej, żeby to wszystko posprzątać.

Odpowiedź jest szlachetna (bo nieradykalna), mądra i bezużyteczna. Bo nadal nie wiadomo co i jak zrobić. I czy w ogóle się da cokolwiek zrobić.

[200, z mądrości islamu]
Jeśli któremuś z was przydarzy się, że mucha wpadnie wam do napitku, zanurzcie ją całkowicie, zanim ją wyrzucicie. Ponieważ jedno ze skrzydeł nosi chorobę, a drugie antidotum.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz