Strony

poniedziałek, 24 lutego 2020

Dżentelmeni czyli The Gentlemen

Po co robić film z oryginalnymi postaciami? Jakie szanse ma taki produkt, który nie jest kolejnym sequelem, ani ekranizacją komiksu? W Polsce chyba niewielkie, choć zrobił to Guy Ritchie, a nie warto nie chodzić na jego filmy (z wyjątkiem bajek dla dzieci, które zdarza mu się robić). Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, nieprawdaż. No to od początku widać, że z tym dżentelmeństwem jest słabo, bo pieniądze to siła napędowa fabuły. Gdyby opowiedzieć tę historię chronologicznie i po katolicku, to wyszłaby powiastka o szlachetnym Amerykaninie Mickey'm, który z udziałem podupadłych wyższych sfer zorganizował w Wielkiej Brytanii sprawnie zarządzaną produkcję marihuany. Mickey chce właśnie wycofać się z branży, więc myśli o sprzedaży interesu, ma nawet kupca, ale ktoś mu miesza szyki, wchodzą mu w paradę Chińczycy i Rosjanie. Gdy to piszę, przypomniałem sobie, że temat narkotyków jest na ogół dla mnie ciężkostrawny. Serial o Escobarze, rzekomo znakomity, porzuciłem po paru odcinkach. Za to byłem fanem Trawki, a powód chyba był taki, że w tym serialu temat narkotyków był w sumie poboczny. Podobnie jest w Dżentelmenach, równie dobrze mogłoby chodzić o... Hm, nie wiem o co, bo uprawa marihuany i handel nią to biznes, który w obecnych czasach ociera się o legalność, a pomimo lansowanych w TVN tez o szkodliwości marihuany, pozostaję do nich nieprzekonany. Siłą filmu Ritchiego jest nie tyle fabuła, co sposób jej odsłaniania. Zaczyna się od rozmowy Fletchera z Rayem, w której ten pierwszy przedstawia rekonstrukcję zdarzeń, których ujawnienie miałoby zagrozić Mickey'emu, pracodawcy Raya. Potem następuje korekta historii według Raya i tak parę razy zmieniają się szczegóły istotne dla fabuły. Szczegół mniej istotny to subtelne aluzje Fletchera względem Raya. Ów rzecze, że koniec na dzisiaj, idę do łóżka, na co Fletcher pyta, czy może dołączyć. Zwłaszcza że żadnej pani Rayowej w pobliżu nie widać. (Hej, producenci filmów dla dorosłych, jest okazja do zrobienia pornquela.) Pamiętacie, jak niegdyś Farrell ukradł film? Chyba zrobił to znowu, bo wcielił się w postać Trenera, który odstawia niesamowite (i, by tak rzec, świńskie) numery, jeśli jest zmotywowany. Ta jedna postać wystarczy, żeby polecić ten film. A inne też radzą sobie niezgorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz