Strony

poniedziałek, 24 lutego 2020

120 uderzeń serca czyli 120 battements par minute

Nie potrzebuję filmów o AIDS, żeby zdawać sobie sprawę z grozy lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w społeczności gejów. „Gay” znaczy wesoły, a w tamtych czasach najczęstsze imprezy, na które chodzili geje, to były pogrzeby. Jeśli jakiś ksiądz czy biskup wyskoczy z fanzoleniem, że kara za grzechy, to niech się poczuje kopnięty w dupę, bo na głowę za późno. Główna część fabuły poświęcona jest francuskiej filii amerykańskiej organizacji ACT UP (to skrót z angielskiego, sam w sobie znaczący), która w dość brutalny sposób domagała się od państwa i korporacji farmaceutycznych działań w celu ratowania ofiar AIDS. Niekoniecznie tylko gejów, bo wśród członków ACT UP byli też narkomani i hemofilitycy, którzy dostali zakażoną krew. Zgoda, że metody ACT UP mało przypominały wytyczne Gandhiego lub Martina L. Kinga, ale to był krzyk rozpaczy, każdy dzień odwleczonych badań nad nowymi terapiami oznaczał nowe ofiary, to samo dotyczyło rządowej bezczynności w prowadzeniu akcji uświadamiającej (bo, panie, trzeba by w szkole o seksie analnym mówić!). W takiej sytuacji trudno zachować stoicki spokój. Tego spokoju nie było również w trakcie zebrań ACT UP, których rekonstrukcję mamy w filmie. Siebie nawzajem też ostro atakowali, choć często miałem wrażenie, że niepotrzebnie, że dyskusje były chaotyczne i nie zawsze produktywne. Wśród bohaterów najwięcej uwagi poświęcono parze Nathana i Seana, z których pierwszy miał szczęście uniknąć zarażenia. Nie zdradzę wiele, jeśli powiem, że ich pożycie nie było długie i szczęśliwe. Koniec jest trochę przygnębiający, choć budujące jest wsparcie, którego udzielało sobie nawzajem towarzystwo z ACT UP. Film zdobył Grand Prix w Cannes w 2017 roku, co mnie lekko zaskakuje. Podejrzewam, że bardziej zagrała tutaj słuszność tematu niż rzeczywista wartość filmu, który niemniej oceniam dobrze, zwłaszcza w tych momentach, kiedy zbliżamy się do bohaterów. W tych innych, przypominających zebrania partyjne, jest już nieco gorzej, choć w sumie ciekawie było się czegoś dowiedzieć o ACT UP, które już mi się obiło o uszy. A teraz o oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz