Strony

piątek, 17 stycznia 2020

Ramen. Smak wspomnień czyli Ramen Teh

Jak pamiętamy, ojciec Stelli przywitał wygłodniałego Sindbada urojonym poczęstunkiem, co dla tego ostatniego było torturą nie do wytrzymania. Dzisiaj mógłby wyświetlić Sindbadowi film Ramen, którego zdecydowanie nie należy oglądać z nienapełnionym żołądkiem. Tak, to nie jest film dla głodnych ludzi. Rzekłbym, że jest on jest pornograficzny z ducha, choć nie z treści. Duchowa pornografia jest wtedy, kiedy cała fabuła staje się pretekstem do pokazywania jednego rodzaju czynności, którą w tym przypadku jest gotowanie i jedzenie. Rodzina Masato prowadzi małą restaurację w Japonii, a po śmierci ojca Masato odnajduje pamiętnik matki, który prócz licznych przepisów kulinarnych ujawnia pewną rodzinną zagadkę związaną z jego babką ze strony matki. Ojciec był Japończykiem, który przeprowadził się do Singapuru, gdzie co? Oczywiście prowadził bar. A gdzie poznał żonę? W innej knajpce, gdzie pracowała jako kelnerka, choć naturalnie również umiała świetnie gotować. Starsi mieszkańcy Singapuru dobrze pamiętali jeszcze niedawną wizytę Japończyków u siebie w roli najeźdźców na nacjonalistycznym haju, zatem nic dziwnego, że związek rodziców Masato nie wszystkim się spodobał. Masato oczywiście wyrusza do Singapuru nie znając języka ani miejscowych obyczajów, co nas lekko dziwi, bo wyjechał stamtąd jako dziesięciolatek. Jak można się było spodziewać, wróci do Japonii po zażegnaniu rodzinnej traumy, a co najważniejsze: z garścią świeżych przepisów na nowe dania, którymi podbije Japonię. Jak się dowiadujemy, zupa ramen pochodzi z Singapuru właśnie, została wymyślona w latach pięćdziesiątych, a teraz jest, by tak rzec, świata obywatelką. Ja sam jestem autorem pewnej wersji ramenu dla ubogich, a najlepszy przepis na ramen można znaleźć tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz