Strony

sobota, 19 października 2019

To nie jest moje miejsce czyli Luciérnagas

Piękna jest otwierająca film scena ze zbioru ananasów. Na jednego z dorywczych pracowników wołają Sindbad, więc ktoś domyślniejszy ode mnie wiedziałby od razu, że ten niemówiący po hiszpańsku główny bohater Ramin pochodzi z mniej lub bardziej Bliskiego Wschodu. Nie tak szybko dowiadujemy się skąd konkretnie, ale wiemy dobrze dlaczego, bo to film z outfilmu. Ramin chciał trafić do Grecji lub Turcji, ale jakimś dziwnym trafem wylądował w Veracruz w Meksyku, skąd nie tak łatwo się wyrwać. Oczywistym problemem Ramina jest samotność, zwłaszcza że związek na odległość wygląda na zakończony. Pomimo bariery językowej przykleja się do niego Hondurańczyk Guillermo, a robi to w taki sposób, jakby chciał Ramina poderwać. Jak wiemy, w różnych kulturach zachowania odczytywane seksualnie nie muszą takimi być w istocie. Obecny paradygmat północno-atlantycki jest taki, że wszystko jest seksualne, z propozycją poczęstunku pomidorówką włącznie. Tymczasem mężczyźni tańczący w Turcji lub trzymający się za ręce w Indiach to rzadko kiedy są geje. W postaci Guillerma jest pewna ambiwalencja i na tym poprzestańmy. Inna ważna postać filmu to Leti, u której w tanim hotelu pomieszkuje Ramin. Poznajemy nieco detali z jej życia prywatnego, które, można by rzec, pozwalają nam pojąć, czemu zbliżyła się do Ramina. W outfilmie napisali
Oryginalny tytuł „Luciérnagas” (świetliki) odnosi się do artykułu napisanego w latach 70-ych przez Pasoliniego, w którym opisywał ludzi zepchniętych w mrok przez faszyzm i przemoc, a którzy mimo to w jakiś sposób potrafią się porozumiewać i odnajdywać drogę do siebie nawzajem.
To skojarzenie zasługuje na nagrodę imienia Jana Pawła Drugiego, mistrza wagi ciężkiej w kategorii non sequitur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz