Strony

sobota, 19 października 2019

Pan Lodowego Ogrodu (Jarosław Grzędowicz)

560, 656, 512, 880. Tyle stron mają kolejne tomy. 14h08m, 17h40m, 14h10m, 23h10m, czyli łącznie ponad 69 godzin zajęło Jackowi Rozenkowi odczytanie całości. Nie jest to przypadek Diuny Herberta, kiedy zasadniczo kolejne tomy można czytać jako oddzielne powieści. Kiedy zabrałem się za pierwszy tom, nie myślałem, aby naprawdę odsłuchać całość, i przez długi czas nawet myślałem, że poprzestanę na pierwszym. (Niedoczytane książki to moja mała fobia, mam parę takich w swoim dorobku czytelniczym, piję kawę i myślę sobie: ty tu sobie pijesz kawę, a co z tą całkiem dobrą książką, którą odłożyłeś trzy lata temu? Ty się ciupciasz, ty robisz trening, ty oglądasz filmy, a te niedoczytane książki czekają...) Więc byłbym usprawiedliwiony, gdybym nie sięgnął po dalsze tomy. Pierwszy zdobył uznanie i nagrody, trochę mnie to zaskoczyło, bo z początku słabo się bawiłem. Że niby co? Przyleciał na planetę, na której jest magia? Rakietą przyleciał? Jakaś poroniona koncepcja połączenia fantasy z sajens-fikszyn? Zaraz, zaraz, powiedziałem sobie, a czy czasem nie lubisz tych filmów o międzygwiezdnych podróżach, w których można dokonywać cudów telekinetycznych i elektrycznych, jak miotanie piorunami z rąk, jeśli Moc jest z tobą? No, lubię, więc może jednak nie oceniajmy za szybko. Zwiadowca Vuko Drakkainen przybywa na Midgard jako ratownik, ma ewakuować przebywających tam ludzi, od razu podejrzewamy, że łatwo mu nie pójdzie, bo cztery opasłe tomy przecież. Z jakichś tajemniczych (do czasu) powodów na Midgardzie nie działa elektronika, a poza tym wysokie etyczne standardy nakazują, aby nie mieszać miejscowym w główkach, więc Vuko ma do dyspozycji jedynie swoje ciężko wytrenowane umiejętności, jak walka na miecze, ale i Cyfrala, bioniczny wszczep, który czyni z niego półboga z niezwykłymi mocami takimi, jak przyspieszanie reakcji (przydatne w walce) lub widzenie w ciemnościach. Mimo tego w pierwszym tomie Vuko błądzi w ciemnościach, nic się nie klei, czterej zaginieni są wciąż zaginieni, aż dopiero na sam koniec wyjaśnia się jedna z zagadek w sposób tak spektakularny, że już wiedziałem, że muszę czytać, a raczej słuchać dalej. Teraz uchylam rąbka tajemnicy w nadziei, że nie będzie to po prostu zerwanie z tajemnicy kiecki, a potem majtek i stanika. Nie wchodząc w szczegóły, ludzie z Ziemi stają się półbogami, kiedy dowiadują się, jak wykorzystywać magię drzemiąca w uroczyskach. A że wyobraźnię i wiedzę mają ludzką, wysoko technologiczną, a ambicje ogromne - sięgają po wielką władzę, która zniewala kraje i obala trony. Misja Drakkainena z ratunkowej staje się interwencyjna - trzeba powstrzymać szaleńców. Nieco przeszkadzało mi jedynie to, że te wielkie zamysły ludzi, którzy na Midgard przybyli jako naukowcy, są w istocie planami stworzenia prymitywnych totalitarnych reżimów, z których jeden ma charakter mocno religijny, a drugi - militarno-ekspansywny. To nie są wszystkie opcje, bo ludzi jest czterech, każdy z innym pomysłem. Łatwo mi mówić, ale co ja bym zrobił, gdybym dostał do rąk taką moc? Najpewniej to, co Pani Bolesna, pogrążona w letargu, która stworzyła na swój użytek coś w rodzaju pindeckiego, wegańskiego raju, w którym i tak czynnik przymusu odgrywał główną rolę. Jak poucza przybyłych do doliny Gillermo, miejscowy centaur, do Pani Bolesnej należy się modlić śpiewając:
Hoy en mi ventana brilla el sol
Y el corazón...
czyli piosenkę znaną między innymi z filmu Saury. Jest to bardzo pocieszny obrazek: gdzieś daleko w kosmosie tamtejsze cudaki śpiewają coś takiego. Rozenek przeczytał tekst nieco z francuska, szkoda, że nie posłuchał piosenki w oryginale. Jako Pan Bolesny kazałbym sobie śpiewać:
To brzeg pulsujący
To rąk ocean gorący
To mrok, cierpki mrok
I noc, noc,
dzięki czemu mogę zgrabnie nawiązać do Drakkainena, pół-Fina, pół-Polaka, który ma duszę chorwacką, bo się tam wychował, więc mamy okazję zapoznać się z licznymi przekleństwami chorwackimi oraz fińskimi, ale nie polskimi. (Wspomina też o Tesco na Hvarze. Tesco w Chorwacji? To chyba sprawka pieśni bogów.) Oto jedna ze szczególnie udanych wiązanek:
Perkele saatani vituu... da piczki materi... jebal tebe kon sestru krvavim kuračem na majčinom grobu... haistaa paska...
Inny zabawny moment to ten, w którym Drakkainen słyszy ni z tego ni z owego midgardzkie dziecko mówiące po angielsku tymi słowami:
Szczególnie uderzająca jest możliwość oddziaływania świadomościowego na aspekty rzeczywistości, które w dawnym systemie postrzegania podlegały tyranii materialistycznego intelektualizmu, a w nowym świecie muszą ustąpić przed nieintelektywnym zastosowaniem świadomości kreatywnej. Dzięki wyeliminowaniu aspektów odnoszących się do mitów zmaterializowanej obiektywizacji rzeczywistości, a także i archeokultury odnoszącej się do samowytworzonych liczmanów tak zwanej etyki i przywiązania do jednostkowej indywidualizacji, możliwe będzie osiągnięcie etapu superświadomości kreatywnej, w pełni oddziałującej na bazę materialną rzeczywistości i zdolnej do jej kompletnego przekształcenia w akcie kreatywno-artystycznym, które to akty staną się w pełni autonomicznymi bytami fizykalnymi.
Pomysł szalony, ale całkiem dorzeczny, jeśli zna się kontekst. Jak dotąd nie wspomniałem o drugim ważnym wątku powieści, czyli przygodach Filara, dziedzica tronu kirenejskiej dynastii władającej Amitrajem. Dopiero bodaj w tomie trzecim skrzyżują się jego i Drakkainena ścieżki, w czym pewien udział będzie miała moja ukochana Pani Bolesna. Jednym z towarzyszy wędrówek Filara jest Kebiryjczyk N'Dele Aligende, którego styl walki pragnąłbym ujrzeć na filmie. N'Dele ma zwyczaj w czasie walki tańczyć, klaskać i podśpiewywać. Ayeete nguru! Ayeete himba! Ayeete umbayee! Na koniec zamieszczę fragment audio, który mnie rozbawił. Zakładam, że lektor Rozenek skończył szkołę aktorską, w której zapewne mają zajęcia z odgrywania pijanego. Mam wrażenie, że Rozenek zaliczył je z najlepszą oceną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz