Strony

wtorek, 7 maja 2019

José

Czasami trzeba się dość boleśnie przekonać, że są ludzie, którzy całkiem serio wzięli Stendhala, kiedy mówił o zwierciadle przechadzającym się po gościńcu. Czasem zdarzy się, że w takim zwierciadle odbije się coś ciekawego, ale w większości będą to rozmowy o pogodzie i drożejącej marchwi, a jeśli nie masz genialnego słuchu Wiedemanna, to lepiej daruj sobie pisanie o nich. Zwierciadło wybrało się do Gwatemali, gdzie się płaci quetzalami, a jeden quetzal to mniej więcej pół złotego. Jest ono dość wścibskie, bo wkrada się do tych wszystkich hotelików, gdzie nasz José odbywa liczne stosunki homoseksualne, oczywiście pokazywane dość skromnie, choć jest trochę odważnej golizny. Domyślamy się, że nie jest łatwo być gejem w Gwatemali, zwłaszcza będąc synem matki dewotki, pomijając to, że w ogóle Gwatemala to kraj ciężki do życia, bo to stamtąd właśnie wyruszyła do Stanów słynna karawana paru tysięcy uchodźców, której zbliżanie się relacjonowały amerykańskie media powodując narastająca panikę w supermocarstwie. Zdaje się, że półzdechła ekonomicznie Grecja przyjęła wielekroć więcej uchodźców. Skądinąd zatem wiem, że nie jest łatwo w Gwatemali i nie potrzebuję żadnych filmów, aby się o tym przekonać. A jeśli dobrze pamiętam, sytuacja polityczna w tym kraju jest raczej ponura, ale o tym nie padnie ani słówko. Koncepcja twórców nie przewidziała żadnej ciekawej historyjki do zilustrowania gwatemalskiej biedy, w sumie słusznie - bieda fabularna idzie w parze z ekonomiczną. A ta para poszła w gwizdek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz