Strony

poniedziałek, 22 kwietnia 2019

Tajemnica objawienia czyli L'apparition

Temat strasznie ryzykowny, a przy tym raczej zniechęcający, bo cóż ciekawego można opowiedzieć o objawieniu, jakie miała młodziutka Anna gdzieś na francuskiej prowincji. Okazuje się, że można, choć nie ma seksu, ani Hemswortha w obsadzie (bzdurę tu palnąłem, bo akurat żaden z Hemsworthów w obsadzie nie wróży dobrze dla filmu). Dziennikarz Jacques został poproszony przez jednego z kardynałów o kierowanie komisją kościelną, która ma zbadać autentyczność objawień. Trochę dziwne, skoro Jacques nie jest wcale osobą wierzącą, ale jest w tym pewna logika: sceptyk prędzej znajdzie dziurę w całym. W skład komisji wchodzi między innymi ksiądz, psycholog i teolog. Kiedy przybywają na miejsce, są traktowani bardzo nieprzyjaźnie, wręcz wypraszani z kościoła, bo ich zadaniem jest w zasadzie podważenie dość dobrze rozwiniętego kultu, który przyciąga wielu pielgrzymów. Sama Anna pozostaje pod opieką księdza Borrodine'a, który jest lekko zbuntowany wobec władz kościelnych. W swoim dziennikarskim śledztwie Jacques odkrywa tropy lekceważone przez pozostałych członków komisji, a jakimś dziwnym trafem zdołał przekonać do siebie Annę, która spotyka się z nim dość często poza protokołem. W czasie jednej z przechadzek po górach Anna opowiada historię pewnego handlarza antykami, który przejął sklep po zmarłym ojcu i znalazł w szufladzie kopertę z napisem „nie otwierać”. Uszanował wolę ojca, ale po wielu latach, kiedy osiągnął wiek, w którym zmarł jego ojciec, postanowił zajrzeć do koperty. Znalazł w niej wiele nalepek z tekstem „nie otwierać”, które ojciec przyklejał na szkatułki w sklepie. Jeśliby skończyło się nawróceniem Jacquesa lub wykazaniem fałszywości objawień (na przykład poprzez odkrycie jakiegoś moralnego upadku Anny), mielibyśmy dość tanią historyjkę. Zaskoczenie polega na tym, że za objawieniami stało pewne (szlachetne) oszustwo, choć miały ono rzeczywiście miejsce. Trochę niejasne jest czemu Anna podjęła się swojego brzemienia i stała się popularna na niezbyt sobie miły sposób, co by jej nie spotkało, gdyby po prostu zachowała milczenie. Cóż, była to naprawdę osoba z powołaniem, chociaż nie jest to rodzaj powołania, który by mnie przyciągał. Przesłanie Anny jest papieżowo-franciszkowe, czyli nie bądźmy obojętni na cierpienie innych i kierujmy się w życiu miłością. Ja to rozumiem i popieram, ale jakby trochę temat pogłębić, to ta objawiona miłość zazwyczaj jest dość wykluczająca, bo nie obejmuje gejów. Ależ obejmuje, odpowiedzą mi wierzący, bo Chrystus zaprasza do siebie wszystkich. Może i tak, ale żeby być gejem zaproszonym do Chrystusa, to w istocie trzeba odrzucić wszystko, co się wiąże z byciem gejem. Trzeba wyrzec się siebie, ale właściwie dlaczego? Bo Boga obraża pewien sposób używania organów płciowych, choć trudno pojąć, jakiej realnej szkody doznaje postronny Kowalski z tego tytułu? Jeśli chodzi o objawienia, to jako sceptyk tutaj zadeklaruję, że nawet w nie wierzę, ale jako prywatne fenomeny psychiczne lub psychologiczne. Niestety objawienia są w różnych religiach i jeślibym miał brać serio objawienia tylko jednej religii, to musiałbym wiedzieć dlaczego tej właśnie. Gdyby to jeszcze Maryja objawiała się hinduistom lub buddystkom, musiałbym przyznać, że coś jest na rzeczy. To byłby etap pierwszy, bo potem jeszcze jest pytanie, czemu miałbym uznać tak zwaną prawdę objawioną. Jak mówią, jest prawda, tyż prawda i prawda objawiona. Teologiem nie jestem, ale wydaje mi się, że Anna w czasie swojego wystąpienia mocno zaheretykowała, kiedy stwierdziła, że tylko (!) Matce Bożej zawdzięczamy zbawienie. Za moich lat dziecinnych dogmat głosił, że tylko Jezus zbawia, ale ja głupi jestem. Wraz z popularnością Anny rozkręcił się przemysł dewocyjny, w jednej ze scen biedaczka ma dotykać tandetnych figurek Matki Bożej, które w ten sposób zyskają na wartości, nie tylko duchowej. Na domiar piękności dodajmy jeszcze, że oprawa muzyczna jest znakomita. Polecam, oczywiście. [X]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz