Strony

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Żywot Briana czyli Life of Brian

To zapewne jest ulubiony film ateistów, ale na pewno nie wszystkich, bo bywają tacy, którzy uważają, że należy szanować, respektować, unikać kpin i tak dalej. Ja taki wspaniałomyślny nie jestem, bo moja skłonność do tolerancji nieracjonalnych wierzeń jest uzależniona od stopnia, w jakim mi i całemu społeczeństwu się te wierzenia narzuca. Tu i teraz - zbyt wielkiego jak dla mnie. Co ciekawe, bywa, że ludzie wierzący lubią ten film (znam, znam), ale w swojej grupie są raczej w mniejszości. Film powstawał mniej więcej wtedy, gdy na głowę Kościoła wybrano Karola Wojtyłę, więc można powiedzieć, że jest darem opatrzności dla późniejszego pokolenia JPII. Wydawałoby się, że mamy do czynienia z szacowną ramotą, ale to wciąż jeszcze da się obejrzeć jako po prostu dobrą komedię o Brianie, przypadkowym proroku, który skończył na krzyżu. Wszyscy chyba znają pogodną piosenkę Always look on the bright side of life, którą ukrzyżowani wygwizdują w finale na pocieszenie Brianowi. A tu proszę, tym razem rozbawiła mnie piosenka z czołówki, którą zamieszczam poniżej. Pompatyczna jak wstępniaki do Bonda, a zaśpiewana przez (podobno) szesnastoletnią Sonię Jones. Zapewne sukcesowi Gwiezdnych Wojen, wtedy jeszcze świeżego hitu, zawdzięczamy motyw podróży pozaziemskiej Briana. I pamiętajmy, że:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz