Strony

niedziela, 17 czerwca 2018

Przyciąganie czyli Притяжение

W komentarzach przeczytałem gdzieś, że głupie i strata czasu. Ciekawe, co autor tej opinii myśli o produkcjach Marvela czy Emmericha. Gdyby miał o nich dobre zdanie, nie zarzuciłbym mu szczególnej konsekwencji poglądów. Przyciąganie ma być wystawną bzdurą i w takich kategoriach powinno być oceniane, bo w przeciwnym razie bylibyśmy podobni do redaktor Lichnerowicz, która zarzucała infantylizm bajkom dla dzieci (to było dawno temu, ale bawi mnie do dziś). Na swój sposób wizja obcych w tym filmie jest oryginalna lub - ostrożniej to ujmując - odbiega od sztampy. Choć dochodzi do rozpieprzenia połowy południowej Moskwy, dzieje się to przypadkiem, a (chyba jedyny) przybysz okazuje się przystojnym młodzieńcem o pokojowym nastawieniu. Wskutek dość durnowatego zbiegu okoliczności spotyka Julię, przypadkiem córkę ważnego wojskowego decydenta. Dzięki niej zapoznaje się bliżej z ludzkością, która ku jego zaskoczeniu, a naszemu zawodowi wytartym szablonem, okazuje się okazywać uczucia, zachowywać nieracjonalnie (a to takie piękne) i robić mniamuśne naleśniki. I byłoby tak słodziutko i ciastkowato, ale jest jeszcze Artiom, chłopak Julii, który w zemście za porzucenie wywołuje rozruchy uliczne. Może w dzisiejszych czasach mediów społecznościowych to nawet możliwe, choć udaje mu się podejrzanie łatwo. Szczególnie łatwo mu idzie z ogrywaniem wojskowych, którzy tu robią raczej za poczciwych gamoni. Wymowa filmu jest ogólnie proimigracyjna, co akurat nie jest specjalnie ryzykowne w kraju, do którego mało kto prócz Depardieu chce przyjeżdżać. Trochę to przypomina propagandowe granie na nosie Zachodowi, jakie pamiętamy z przedwojennego filmu radzieckiego Cyrk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz