Strony

wtorek, 17 kwietnia 2018

Sunset Limited czyli The Sunset Limited

Lee Jonesa talent przyparł, dlatego zrobił ten teatr telewizji, bo zapewne był pod wrażeniem sztuki McCarthy'ego. Postaci są tylko dwie i to bez imion: Biały i Czarny, ale ponieważ chodzi o pigment, bliżej prawdy byłoby: Bladoróżowy i Jasnoczekoladowy - obaj pomarszczeni ze względu na wiek. Nie wiemy, co dokładnie zdarzyło się na stacji Sunset Limited, ale Biały chyba próbował skończyć ze sobą skacząc pod pociąg, kiedy zainterweniował Czarny. Teraz siedzą w lokalu Czarnego i gadają. Biały jest wypalonym profesorem, a Czarny kocha Jezusa, więc punkt startowy jest interesujący. Może będzie ciekawa rozmowa o religii? Okazuje się, że tak, ciekawa, ale w zupełnie pokrętny sposób. Nie przypuszczałem, że można mówić na temat przez półtorej godziny i pominąć wszystkie znane mi dobre argumenty przeciw religii, a całą rzecz sprowadzić do pretensji pod niczyim adresem, że do dupy jest takie życie, które kończy się starością i śmiercią. Jest to ubrane w umiarkowanie porywające metafory, za którymi kryło się może coś więcej, ale niezbyt mi się chce dociekać. Cóż byśmy powiedzieli Białemu, który nie widzi sensu życia? Przede wszystkim, każdy człowiek sam nadaje sens swojej egzystencji - nawet wtedy, gdy ten sens odnajduje w Bogu. A jeśli straci poczucie sensu, jeśli życie jest tylko cierpieniem (choćby urojonym, z naszego punktu widzenia), to czy warto je podtrzymywać? Raczej nie, co nie znaczy, że należy przejść obojętnie. Czarny nie przeszedł, ale - że tak powiem - duchowo na tym nie zarobił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz