Strony

środa, 14 marca 2018

Kobiety mafii

Jak to dobrze, że zupełnie nie wierzę polskim zwiastunom, bo dzięki temu nie przeżyłem nieprzyjemnego zdziwienia tym filmem. Po zwiastunie sądząc byłby to lekki film o żonach bandziorów, a tymczasem jest historia dość ponura i bebechowata. Krytycy podobno kręcą nosem na twórczość Vegi, ale jako miejski głupek nie widzę wielkich powodów do marudzenia (za to mniejsze są). Na pewno jest to lepsze od tysiąca ćwierćinteligentnych polskich komedii romantycznych. Kobiety są trzy: Bela, Niania i Siekiera, a pozostałe są głupie i marny ich los - na żadną „solidarność jajników” liczyć nie mogą. Każda z nich działa na własną rękę, każda jest bezwzględna - może nawet naprawdę kochają tych swoich gangsterów, ale szybko stają na nogi po ich stracie. Akcja jest dość zagmatwana i chyba nawet autorzy mieliby problem z objaśnieniem paru detali fabuły, albo braku pewnych szczegółów. Dość szkicowe są niektóre zagrania, bardzo wygodny dla narracji jest nagły rozwód Beli, choć niczym nie uprzedzony. Lub zagadkowa śmierć córki Padrina, od czego ten dostał jakiegoś zawału lub innej apopleksji. W ramach marudzenia zauważę, że pewne postaci są nakreślone groteskowo, jak choćby ten Milimetr, który prawie cały czas trzyma kutasa w ustach jakiejś kobiety, w pewnym momencie widzimy to w ramach przerywnika bez żadnego sensu i znaczenia. Wulgarny język nie robi na mnie wielkiego wrażenia, co mnie odróżnia od publiczności, która niedawno ryczała ze śmiechu, kiedy aktorzy na scenie krzyczeli „kurwa!”. Można za to u Vegi docenić dobór facetów, którzy są na ogół przystojni i męscy. Tego nie raczej nie sposób powiedzieć o polskich komediach romantycznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz