Strony

niedziela, 28 kwietnia 2013

Blisko? Coraz bliżej?

Zaraza się szerzy, pada jeden kraj za drugim. We Francji wprowadzono małżeństwa homoseksualne, w Irlandii związki są legalne, ale poważnie rozważają małżeństwa, a w Wielkiej Brytanii sprawa jest podobno przesądzona (choć z wyjątkiem Irlandii Północnej). Żelazna Dziewica z PiS-u ma się czego obawiać, marna pociecha, że Litwa wprowadziła "zakaz promocji". Nic przeto dziwnego, że Dziewica wykazuje wszelkie objawy DMDD (Disruptive Mood Dysregulation Disorder). Sprawa jest poważna, bo nie do pomyślenia jest, aby bohater był homoseksualistą, jak to sugerowała jedna pani z PAN. Pięknym osiągnięciem naszej cywilizacji jest przeciwstawienie homoseksualności i heteroseksualności. Po jednej stronie wieloletnie związki oparte na miłości, po drugiej - wyuzdanie. Płodzenie i troska o dzieci, a po drugiej - zagrożenie dla nich (z wyjątkiem księży, których zafrasowani przełożeni przenoszą do innych parafii nie trudząc organów ścigania, zgodnie z zaleceniami władz kościelnych). Homoseksualista ujawniony, przestaje być osobą kompetentną, nie liczą się jego osiągnięcia, bo oddaje się odrażającym praktykom seksualnym. Czy ktoś taki może zachowywać się moralnie w jakiejkolwiek sytuacji? [Inspiracja: Uczucia na barykadach, Przekrój 15/2013]

sobota, 27 kwietnia 2013

Horoskopów czar

They are masters in wasting other people's time - powiedział mi niegdyś Harold. Miał na myśli rosyjskich oficerów granicznych, ale równie dobrze mógł odnieść to do obsługi w salonie Plus GSM. W takich sytuacjach człowiek posuwa się nawet do tego, że Fakt czyta, żeby znieść mękę oczekiwania. A w Fakcie - horoskopy.
Ryby. Nikt nie zna cię lepiej niż twój partner. Jeżeli on mówi ci, że najwyższy czas zmienić coś w życiu, to zaufaj mu i podejmijcie wspólnie decyzję, o której myślicie już od dawna.
Wodnik. Nie odwołuj randki z powodu bólu głowy. Szukasz wymówek, bo boisz się konfrontacji z ideałem, jaki sobie wymarzyłeś.
Natychmiastowa konkluzja jest taka, że ryby są heteroseksualnymi kobietami lub homoseksualnymi mężczyznami, natomiast wodniki są facetami o nieokreślonej orientacji seksualnej.

Janina Paradowska pyta


Pytanie do Leszka Millera, który złożył doniesienie do prokuratury na Antoniego Macierewicza, a w rozmowie z Paradowską zasugerował, że Macierewicz powinien złożyć wizytę u psychiatry.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Niepamięć czyli Oblivion

Początek filmu przypomniał mi tekst Szymborskiej o napisach wprowadzających do filmów historycznych („Życie Gibona Pogrobowca, nieletniego władcy Bumerangów, jest w niebezpieczeństwie. Lud zaczyna szemrać i przenosi się do Baden-Baden”, a wcześniej szalała epidemia cukrzycy). Widzimy więc, że w filmie sajens-fikszyn też można. Ziemia została zaatakowana przez padlinożerców, którzy zniszczyli Księżyc, a potem zaczęli walkę z ludźmi, którzy ocaleli kosztem swojej planety zniszczonej atakami nuklearnymi. Niedobitki padlinożerców zachowały się na Ziemi i teraz sabotują wielki plan ludzkości, która szuka miejsca do życia na księżycu Saturna. Ale musi zabrać ze sobą wodę, którą pompują do wielkich zbiorników. Zdradziłem pierwszą minutę filmu, słowo daję. Bohaterem głównym jest Jack Harper T-49, w tej roli Tom Cruise z kaloryferkiem na brzuchu i pękatymi bicepsami. Mieszka razem z Viką w dziwnym szklanym domu w przestworzach, ale codziennie sfruwa na Ziemię, żeby pogonić niedobitków, którymi normalnie zajmują się zabójcze drony. Ale drony są tępawe i czasem obrywają, wtedy wkracza do akcji T-49 i je naprawia. A poza tym ma wymazaną pamięć i sny o niewieście, której naturalnie nie kojarzy. To piąta minuta filmu, na tym urywam opowieść, tylko ogólnie powiem, że wszystko okaże się całkiem inne. Mamy do czynienia z produktem mocno, by tak rzec, z Dicka wyssanym, którego głównym tematem była ukryta prawda maskowana przez pozory. Choć wiele było kulawych ekranizacji Dicka, tym razem udało się zgrabnie. Wprawdzie były momenty ckliwe godne Złotych Malin lub Malinowych Węży, ale bez nich byłoby za dużo siekanki, więc puszczamy to w niepamięć. Do wesołych elementów fantastycznych zaliczam pomysł, że jedna uśmiechnięta pani z dzieckiem żyła latami z ogródka działkowego.
PS. Cieszą nas zmiany w angielszczyźnie, w której według najnowszych standardów odpowiedź przecząca to „negative”, a twierdząca to „affirmative”. Znudziły mi się już strasznie te „yes” i „no”.

Kwiatek wrócił ze stolicy i mówi

Niedaleko hotelu była suszarnia, ale ja nie przepadam za sushi.

Piątek dniem bez dowcipów, sobota - bez sprostowań

Osoba prywatna, Tusk Donald, zamierza złożyć pozew przeciw tygodnikowi Nie po tym, jak ten zamieścił w numerze primaaprilisowym zapis wyssanej z fiuta rozmowy tejże osoby, która miała mieć miejsce w czasie meczu piłki kopanej. Rozmowa była niesmaczna i przetykana wulgaryzmami, a zdezorientowani czytelnicy szacownego tygodnika popadli w konfuzję. W sprawie osoby prywatnej wypowiedział się rzecznik rządu Graś, który tłumaczył, że to był piątek, informacja zaczęła żyć swoim życiem i nie można było temu zapobiec. Jest to argumentacja do imentu klarowna, a teraz czekam na to, że Graś wytłumaczy panią Krysię Sz. przed mężem z przypalonych kotletów cielęcych.

W trosce o poziom obelg

Rzucając obelgi starajmy się sięgać do najnowszych osiągnięć wypracowanych w społeczeństwie. Dlatego zamiast zdezaktualizowanego „twoja matka klaskała u Rubika” proponuję używać „twój stary śmiał się na Kac Wawa”. Wprawdzie nie dorównamy nigdy tej niewieście, która krzyczała na syna „ty skurwysynu”, ale starać się trzeba. [Źródło inspiracji]

niedziela, 21 kwietnia 2013

Przepraszam, ale pański interes tkwi w moim miejscu

W ostatniej Polityce mamy dowód wyższości kultury oświadczeń nad kulturą zaświadczeń, które zapewne obie górują nad kulturą amfor kulistych, choć nie mam mocnego przekonania o prawdziwości ostatniego stwierdzenia. Nieskrępowani życiową logiką przedsiębiorczy obywatele jako adresy swoich firm deklarują lokale, które dzielą z setkami innych firm, a w rzeczywistości są to mieszkania o powierzchni około piętnastu metrów kwadratowych. W czasach rozbuchanej rzeczywistości wirtualnej te parę centymetrów kwadratowych przypadających na jedno przedsiębiorstwo to aż nadto. Ale to jeszcze nic, bo w kulturze oświadczeń można jako siedzibę wskazać lokal prywatny, koło którego obsiusiało się żywopłot. Tak uczynił jeden pan, powściągliwy w zachowaniu trzeźwości. Wobec tego pewnego dnia do domu zastukał komornik poszukujący dłużnika. Właścicielka długo i bezskutecznie próbowała tłumaczyć, że jej dom nie jest siedzibą żadnej firmy, a jej usiłowania odniosły skutek dopiero wtedy, kiedy sprawa trafiła do mediów określanych czwartą władzą.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Cytat wart ocalenia

I haven't spoken to my wife in years. I didn't want to interrupt her. (Rodney Dangerfield)

piątek, 12 kwietnia 2013

Ku przestrodze i nauce

Jak działa homeopatia? Odpowiedź znajdziesz tutaj. A tutaj jest tłumaczenie na polski.
Jak działa jamniczek? Odpowiedź znajdziesz tutaj.
A dlaczego nauka jest ważna? To wyjaśnił ostatecznie Adam Mickiewicz, wieszcz.
Nauka

Uczcie się, o przyjaciele!
Jest nauczycieli wiele.
Lew mocy, a lis obrotów,
Orzeł śmiałych uczy lotów,
Pszczółki, kędy szukać miodu,
Pająki, jak stawiać siatki,
Bobry, jak budować chatki,
Lecz wprzód uczcie się za młodu
Ode mnie i od Karusi,
Jak brać i jak dawać busi.
Chodźcież uczyć się, chłopczęta,
Już lekcyja rozpoczęta.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Krótki kurs samoobrony intelektualnej (Normand Baillargeon)

To jest urocza nieżyciowa książeczka, ale za to zabawna. Celem autora jest omówienie metod i sytuacji, w których możemy zostać oszukani lub zrobieni w konia w sensie intelektualnym, Nieżyciowość tej książki polega na tym mniej więcej, na czym polega nieżyciowość kursów pierwszej pomocy, którą jak najbardziej warto propagować, ale przecież nikt nie wie, jak postąpi w sytuacji ekstremalnej. W omawianym przypadku nie chodzi o przypadki drastyczne, ale takie, że ktoś używa sofizmatów bądź manipuluje danymi. Mój pesymizm wiąże się z tym, że racjonalna i prawidłowa argumentacja w starciu z intelektualną ściemą wcale nie jest skazana na sukces. Dość przypomnieć sobie pocącego się Nixona, który według słuchaczy radiowych wygrał debatę z Kennedym, ale w telewizji ją przegrał (relata refero). Autor omawia po kolei nadużycia językowe, sofizmaty, manipulowanie statystyką, zawodność autopsji, nauki a pseudonauki i w końcu media. Ostatni z wymienionych tematów mógłby wypełnić zapewne wielotomową monografię, ale kto miałby czas to czytać. Spośród wielu ślicznych konkretów przytoczę dwa. Pierwszy dotyczy efektu Forera, który poddał studentów testowi osobowości, po czym rozdał każdemu wyniki testu w formie opisowej i poprosił o ocenę jego adekwatności. Oceny były zaskakująco dobre, chociaż wszyscy dostali ten sam tekst sporządzony na podstawie horoskopów gazetowych. Oto on.
Pragniesz, by inni cię lubili i podziwiali, ale jesteś również skłonny do krytycyzmu wobec siebie. Są pewne słabe strony twego charakteru, ale zwykle potrafisz je czymś zrekompensować. Masz znaczne, lecz niewykorzystane zdolności. Zewnętrznie wydajesz się zdyscyplinowany, ale wewnątrz masz skłonność do niepokojów i lęków. Czasem nachodzą cię poważne wątpliwości, czy podjąłeś dobrą decyzję albo czy postąpiłeś słusznie. Lubisz odrobinę zmian i różnorodności, a ograniczenia i restrykcje wywołują w tobie niezadowolenie. Oceniasz siebie jako osobę myślącą niezależnie - nie przyjmujesz opinii innych bez zadowalających racji. Jednak zbytnią otwartość wobec innych uznajesz za coś niemądrego. Niekiedy jesteś ekstrawertyczny, życzliwy i towarzyski, a innym razem introwertyczny, pełen rezerwy i ostrożny. Niektóre twoje ambicje są nierealistyczne. (181)
Nawet się dziwię, że nie było samych najwyższych ocen. Drugi przykład to przekaz telepatyczny. Chcesz zademonstrować, że umiesz przekazać telepatycznie, jaką kartę właśnie wylosowano na spotkaniu z widzami. Wcześniej uzgadniasz, że informację odbierze twoja znajoma Ania, do której zadzwoni któryś z widzów. Przesyłasz myślami informację o wylosowanej piątce karo, obowiązkowo zamykając oczy i pocierając czoło dłonią. Po czym prosisz, aby losowo wybrany słuchacz zadzwonił pod wskazany numer i poprosił do telefonu Anię Pudełko. Ta odbiera telefon i od razu mówi: piątka karo! Jak się to udało? Prosto, Ania miała listę 52 nazwisk, na której Pudełko zostało przypisane do piątki karo. Telepata mógłby już dawno rzucić urządzanie tandetnych pokazów i żyć w luksusie, gdyby przeszedł badanie w fundacji Jamesa Randiego, która daje milion dolarów za wykazanie się takimi i podobnymi zdolnościami w warunkach kontrolowanych. Jedną z największych zagadek są jasnowidze, którzy wzbraniają się przed przewidywaniem numerów w lotku. To całkiem przypomina absolutny zakaz stawiania jednego tarota po drugim dla tej samej osoby.

Gambit, czyli jak ograć króla czyli Gambit

Harry ma plan, który pozwoli mu się odegrać na jego pracodawcy Shahbandarze za lata upokorzeń, od kiedy został zatrudniony przez niego na etacie eksperta od impresjonistów i sztuki w ogóle. Według planu, Shahbandar ma kupić falsyfikat Moneta jako oryginał, a pomagać w tym będzie PJ Puznowski, teksaskie rezolutne dziewczę, które poza urodą odznacza się umiejętnością pętania czworonogów i rzucania ich na glebę. Biedactwa. Domyślamy się, że w trakcie realizacji planu wystąpią komplikacje, w ramach których Harry będzie biegał po Savoyu w Londynie bez spodni, ale pewnie tak miało być według innego, nadrzędnego planu, a ten omówi już redaktor Janicka. Oprócz przechadzek bez spodni źródłem komizmu ma być zestawienie amerykańskiej prostej dziewczyny z panami z Wielkiej Brytanii. Supcio! - krzyczy PJ w pewnym momencie, raczej nie na widok książki z autobiografią Shahbandara zatytułowanej „Me”. Według mnie supcio może nie, ale całkiem przyzwoicio.

niedziela, 7 kwietnia 2013

A więc wojna czyli This Means War

Panna Lauren spotyka swojego byłego faceta z narzeczoną i uświadamia sobie, że czegoś jej w życiu brakuje. Jej przyjaciółka rozumie to nawet lepiej od niej, bo zakłada jej profil na portalu randkowym. Skasuj - powiedziała Lauren przyjaciółce, ale w tym momencie na anons odpowiedział Tuck. - Wiesz co, nie kasuj. Randka była udana, ale chwilę po niej Lauren wpadła w oko Franklinowi, początkowo bez wzajemności. Zapowiada się randkowanie na dwa fronty, które będzie tym ciekawsze, że Tuck i Franklin są kolegami z pracy, a pracują jako agenci specjalni. Inwigilacja, podsłuchy, kamery szpiegowskie, wywiad mniej lub bardziej biały - to wszystko staje się elementem rywalizacji o względy Lauren. Trochę w stylu serialu Chuck, czyli pomysł niezbyt świeży, ale zrealizowany z dowcipem. W roli Tucka mamy Toma Hardy'ego, niegdysiejszego Bane'a. Zobaczmy fragment, który daje pojęcie o metodach walki o względy Lauren. Franklin dowiedział się, że Lauren uwielbia Klimta, więc zorganizował jej mały wernisaż, a sobie - wsparcie techniczne z agencji.

sobota, 6 kwietnia 2013

Cytat wart ocalenia

If it wasn't for pick-pockets I'd have no sex life at all. (Rodney Dangerfield)

Pejzaż moralny (Sam Harris)

Podtytuł książki brzmi: W jaki sposób nauka może określać wartości. Och, ale to już przerabialiśmy, no nie? Mieliśmy socjalizm utopijny, który umarł śmiercią naturalną, oraz socjalizm naukowy, który pożarł miliony ofiar zanim upadł, mówiąc w uproszczeniu. Tylko, że ta "naukowość" socjalizmu była czystym uroszczeniem jego twórców, bo wprowadzony w życie "socjalizm naukowy" był dość agresywnym systemem wierzeń z wodzem w roli boga. Na pewno nie o to chodzi Harrisowi, jak również nie o decydowanie za człowieka i za całe społeczności o wyznawanych przez nie systemach wartości. Jeśli rozważymy dwie wizje: największe możliwe nieszczęście dla wszystkich (nie wyłączając zwierząt) oraz największy możliwy dobrostan, to w pełni racjonalne jest przyjąć, że jedna z tych wizji jest bardziej pożądana niż druga. Są podobno przeciwnicy tego poglądu, ale z nimi - mówi Harris - szkoda gadać. „Dobrostan” jest słowem kluczowym u Harrisa, którego naczelna teza jest taka, że nauka może określać, jakie wartości lub ich zespoły zapewniają większy dobrostan. Zawsze przy tym należy rozumieć to jako zalecenia, nie zobowiązanie. Nie wchodząc w szczegóły, naukowe podejście miałoby być zbudowane na przekonaniu, że stan człowieka jest pochodną procesów zachodzących w nim (z naciskiem na funkcjonowanie mózgu) i w świecie. Propozycja Harrisa wywołała wiele sprzeciwów, bo oznacza, że możemy powiedzieć, że wartości wyznawane w innych kulturach podlegają ocenie, nie mówiąc już o sprzeciwie obrońców religii, którzy są zobligowani do deklarowania, że źródłem wartości jest Bóg. (A czemu te wartości są zmienne w czasie? Dla przykładu, dlaczego nie ma potępienia niewolnictwa w Biblii?) Harris mocno sprzeciwia się „obowiązującemu” obecnie relatywizmowi moralnemu, który przejawia się w zakazie potępiania norm pochodzących z obcych nam kultur. To jest rzecz jasna kij włożony w mrowisko. Poza tym, mówią krytycy Harrisa, co to jest w ogóle „dobrostan”? Jak to mierzyć? Zgodzę się, pada odpowiedź, ale najpierw wytłumaczcie, co to jest zdrowie i czy nauki medyczne są rzeczywiście naukami? Analogia zdrowie-dobrostan jest bardzo udanym pomysłem, bo duża część krytyki pojęcia „dobrostan” z powodzeniem stosuje się do „zdrowia”. A wypracowane przez nauki medyczne wyniki są dla ludzi zaledwie zaleceniami. Medycyna mówi: „nie pal!”, a co sobie kto z tym zaleceniem zrobi, to już jego sprawa. A teraz garść cytatów i refleksji.

Jak słusznie zauważył psycholog Steven Pinker, gdyby warunkiem dobrostanu (przynajmniej w subiektywnych kategoriach) było wypełnianie ewolucyjnych nakazów, to większość mężczyzn odkryłaby, iż najważniejszym celem, jaki winni realizować w życiu, jest codzienne deponowanie nasienia w lokalnym banku spermy - wszak z perspektywy męskich genów trudno wyobrazić sobie wyższą formę spełnienia niż spłodzenie tysięcy dzieci, i to bez żadnych dodatkowych kosztów ani odpowiedzialności. (27)

Bóg Abrahama nigdy nie powiedział, by być dla dzieci dobrym i łagodnym, konsekwentnie pouczał nas za to, że trzeba je zabijać za nieposłuszeństwo (Ks. Wyjścia 21,15; Ks. Kapłańska 20,9; Ks. Powtórzonego Prawa 21,18-21, Ew. Marka 7,9-13, Ew. Mateusza 15,4-7). (61) Jezusie, no co ty?!

Jako przykład relatywizmu moralnego przytacza Harris wymianę zdań między nim a nienazwaną niewiastą w czasie konferencji. Niewiasta uznała pogląd Harrisa, że zmuszanie kobiet do noszenia burek jest złe, za czysto subiektywny. W ramach wyostrzającej analogii Harris naszkicował fikcyjną społeczność, w której co trzecie dziecko zostaje rytualnie oślepione. Oto fragment dyskusji (ja = Harris, 69).
Ja: Czy zgodziłaby się pani, że właśnie poznaliśmy kulturę, która niepotrzebnie zmniejsza dobrostan istot ludzkich?
Ona: To zależy, z jakich powodów tak by ludzie robili.
Ja (zdębiałem, co prawda, ale starałem się zachować przytomność umysłu): Powiedzmy, że tak nakazywałyby przesądy religijne, zgodnie z ich świętą księgą bowiem Bóg rzekł, że „co trzeci będzie kroczył w ciemności”.
Ona: W takim przypadku nie wolno panu powiedzieć, że czynią źle.

Czy wolna wola jest złudzeniem? Założenie o determinizmie świata, choć nie totalnym, jest dość rozsądne, jeśli chce się rozwijać naukę. W przeciwnym razie ciągle dziwilibyśmy się, że powtarzane eksperymenty dają podobne wyniki, a jabłka ciągle spadają zamiast lecieć na Księżyc. Ale zdaje się, że determinizm jest sprzeczny z wolną wolą, chociaż filozof Dennett uważa, że nam się tylko tak zdaje. Mało w sumie przekonują mnie wyniki eksperymentów, z których wynika, że mózg zna decyzję parę sekund wcześniej niż jesteśmy ją w stanie przekazać. Czyli coś decyduje za nas? Część tego galimatiasu bierze się z braku dobrej definicji wolnej woli. Mogę argumentować, że nie mam wolnej woli, bo ograniczają ją prawa fizyki (a chciałbym latać jak Piotruś Pan) lub okoliczności zewnętrzne (muszę oddać portfel, skoro mam lufę przy skroni; muszę być pobożny, skoro grozi mi piekło). Ale przecież mogę w akcie wolnej woli sprawdzić, czy daleko polecę z dwudziestego piętra lub co się stanie, jeśli nie oddam portfela. W tym sensie nic nie krępuje mojej wolnej woli. Jak pisze Harris: „Prawda o człowieku jest dziwniejsza, niż wielu z nas podejrzewa - złudzenie wolnej woli samo w sobie jest tylko iluzją” (161).

Trudno zaprzeczyć, że wnioskowanie to jest, łagodnie mówiąc, nieco eufemistyczne. (178) Nawet nieważne, do czego się autor odnosi, bo samo sformułowanie warte jest zacytowania, nauczenia się na pamięć i powtarzania nawet bez specjalnej dbałości o dopasowanie do kontekstu.

Tak więc w przypadku myślenia religijnego zaobserwowaliśmy silniejszy sygnał w przedniej części kory wyspy w prawej półkuli i w brzusznej części prążkowia. (214) To niestety typowy żargon badaczy mózgu, od którego prążkowie razem z korą wyspy robią mi się cętkowane i łaciate oraz skaczą i fruwają.

Nieszczęsny Francis Collins, szef Narodowego Instytutu Zdrowia w SZA i wybitny uczony, podpadł Harrisowi dewocyjnymi wypowiedziami o realizacji planu boskiego, który zaowocował stworzeniem człowieka. Według Collinsa za wyjątkowością człowieka przemawia skłonność do altruizmu, niewystępująca u innych gatunków (co jest raczej półprawdą). A przecież altruizm nie daje przewagi ewolucyjnej. Tak, ale nie daje jej też palenie papierosów, a przecież do tego nie mieszamy Jezusa (238). Na marginesie: Bill Hicks był innego zdania.

Tak zwani Nowi Ateiści, do których zalicza się Harris, podobno przypominają fundamentalistów, którzy domagają się jasnego określenia światopoglądowego (Mooney & Kirshenbaum, Unscientific America). A tu trzeba łagodnie, nie należy więc ludzi przypierać do muru natarczywą argumentacją, która może i jest racjonalna, ale nie prowadzi do tego, że ludzie opowiedzą się za nauką przeciw religii. Według Harrisa to przejaw protekcjonalizmu pomieszanego ze strachem. To prawda, w pewnych okolicznościach strach jest doskonale zrozumiały - ja też niechętnie mówiłbym o nieracjonalności islamu, stojąc na dziedzińcu Wielkiego Meczetu w Mekce. (245) Ale czy to jest naprawdę uczciwe podejście?

Na koniec jeszcze się odetnę z moim podziwem od metafory pejzażu moralnego, w którym szczyty pagórków oznaczają przybliżenie się do ideału (maksymalny dobrostan wszystkich), a doliny - oddalenie od niego. Szczytów może być wiele, czyli wiele różnych dróg dojścia do podobnego efektu. Nie mam nic innego pod ręką, ale mam wrażenie że można by to ująć trafniej.

Zagłada tradycyjnej rodziny nadchodzi

Dlaczego? Bo związki partnerskie miałyby być zawierane notarialnie. Taki szalony pomysł zaistniał, dla Gowina nie do przyjęcia. Mój wyważony komentarz: notarialnie-sralnie. Na szczęście są też inne komentarze. Cytuję.
Kolejna, tym razem „kompromisowa”, wersja ustawy o związkach partnerskich przewiduje ich rejestrację w biurze notarialnym. Już dziś jednak wiadomo, że na takie rozwiązanie nie zgodzi się część PO oraz cały PSL. Potrzebne są więc dalsze kompromisy. Może na przykład takie, że notariusz musi być rzymskim katolikiem i na drzwiach mieć tabliczkę, że par homoseksualnych nie rejestruje? Nie bawmy się w szczegóły. Podam od razu ostateczną wersję ustawy o związkach partnerskich: Osoby tej samej płci mogą w uzasadnionych przypadkach kupić na wyznaczonym dworcu kolejowym dwuosobowy bilet wypisany na jednym blankiecie. Muszą jednak podpisać zobowiązanie, że nie będą podróżować w tym samym wagonie i wysiądą na różnych stacjach, odległych od siebie co najmniej 45 km. Dodatkowo, w miejscowościach, w których wysiądą, musi być parafia i wierzący proboszcz. (Stanisław Tym, Polityka 14/2013)
Drugi cytat.
W ramach kompromisu, który cień Kaczyńskiego, czyli Tusk (za pośrednictwem swego z kolei cienia, czyli posła Dunina) zaproponował Gowinowi, związki partnerskie miałyby być zawierane nie w urzędzie stanu cywilnego („niekonstytucyjne zagrożenie rodziny”), ale u notariusza. Gowin mówi „nie”. Może zadowoliłby go dopiero „kompromis”, zgodnie z którym homoseksualiści swe związki będą rejestrować w kiosku z gazetami. (Cezary Michalski)

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rok bez miłości czyli Un año sin amor

Druga połowa lat dziewięćdziesiątych w Buenos Aires. Wzruszające nas dzisiaj telefony z tarczą, na których numer się wykręcało, komputery z DOS i łączenie z internetem za pomocą modemu. Biednego Pabla nie stać było na Windows 95? Chyba nie, jeśli na życie próbuje się zarabiać pisaniem wierszy, a jedynym źródłem dochodów są dorywcze lekcje francuskiego. Gdyby nie bogaty tatuś, Pablo nie miałby nawet mieszkania, które dzieli z ciotką. Dodatkową życiową komplikacją jest HIV, którego nabawił się Pablo w Paryżu, gdzie pozostawił umierającego exa. Jednak najważniejszym tematem w filmie jest miłość fizyczna ("największa potrzeba duchowa", jak pisał Steinhaus), która u subtelnego poety Pabla przejawia się w formie sadomasochistycznej, z naciskiem na maso. Poznaje „szeryfa”, zamożnego geja, który urządza orgie sm, i łysolka Martina, swoją seksualną fascynację. A co się będzie działo, zostanie uwiecznione w dzienniku prowadzonym przez Pabla, który doczeka się wydania książkowego. Z opisu filmu wynika, że Pablo Pérez to postać autentyczna, a jego książka musiała wzbudzić zainteresowanie na tyle duże, że zrobiono ten film, trochę w stylu dogmy. O ile w latach dziewięćdziesiątych ta opowieść mogłaby być uznana za oryginalną, to piętnaście lat później straciła ten walor nie zyskując w zamian innego.