Strony
▼
niedziela, 4 listopada 2012
Dzikie pole czyli Дикое Поле
Na pomysł obejrzenia tego filmu wpadłem po tym, jak zobaczyłem jego fragment w telewizji. Nie cierpię oglądać filmów od środka, więc odszedłem od odbiornika, ale wcześniej sprawdziłem tytuł. Tu dodam, że był to telewizor u rodziców, który na ogół wyświetla przerażające brednie o strefie 51 i kosmitach - budowniczych piramid, a wszystko w paśmie naukowym. Dzikie pole wyróżnia się bodaj w każdym ujęciu dwiema własnościami - dziwnym stepowo-księżycowym krajobrazem pustkowia i urodą mieszkańca domu stojącego samotnie pośród (dom stoi cały czas, a mieszkaniec - chwilami). Jest to nie byle kto, bo lekarz, który musi się w swojej pracy uciekać do bardzo niestandardowych metod z pogranicza medycyny i szamaństwa. Nie dlatego, że jest nawiedzony, a jedynie z tej przyczyny, że świetność tego ośrodka zdrowia przeminęła wraz z imperium i są teraz ciekawsze pozycje w budżecie niż zaopatrzenie placówki na dalekiej prowincji zamieszkałej rzadko (bo nie gęsto) przez mongoloidalną ludność. Przy okazji oglądamy reanimację z użyciem rozpalonego żelaza, o tym nie wspomnieli na moim kursie pierwszej pomocy. Jest to film z nurtu PSF, ważniejszy jest nastrój, nie fabuła. Nie chodzi o to, że się mało dzieje, ale o to, że chcielibyśmy wiedzieć dużo więcej. Co zadecydowało, że doktor Mitia podjął się pracy w tym miejscu? Na dobrą sprawę nie wiemy nawet, czy mu się na tym stepie podoba. Naczelne pytanie Anity Werner i całego TVN, "Jakie są pana emocje?", pozostaje bez jasnej odpowiedzi. Emocje nie mogą być jednak zbyt radosne, bo Mitia i my razem z nim przyglądamy się upadkowi, a to wciąga. Upadek człowieka zaczął się już czasach jaskiniowych, ale ciągle jeszcze jest fascynujący.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz