Strony

niedziela, 1 stycznia 2012

Melancholia czyli Melancholia

Melancholia to opowieść o zagładzie Ziemi widzianej z bardzo prywatnej perspektywy. Kirsten Dunst to kolejna kasowa aktorka, która potrafiła zagrać w prawdziwie artystycznym filmie, ku uciesze krytyków i ku mojemu utrapieniu. To następny film von Triera nieopowiadający żadnej intrygującej historii. Dzieli się na dwie części, w pierwszej coś się jeszcze dzieje, a gryząca Kirsten Dunst melancholia w trakcie wesela może być jakoś wytłumaczona jej zdolnościami paranormalnymi (może czyta z pola morfogenetycznego?). W drugiej części jest tylko bardzo kameralny dramat w oczekiwaniu na zderzenie planety Melancholia z Ziemią. Nie dostrzegam w tym żadnej głębi ani nowej myśli. Jeśli tu jest jakaś szczególna głębia, to chciałbym być przekonany, że nie ma jej na przykład w Zapowiedzi. Że niby subtelna umowność jednego, skrywająca ludzki dramat, zderza się z łopatologiczną dosłownością drugiego? Być może, ale ja tego nie kupuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz