Strony

sobota, 24 grudnia 2022

Wróć do mnie czyli I Want You Back

Zacytuję klasyka, czyli siebie: do komedii stosuję taryfę ulgową. Komedie mogą być głupie (choć nie muszą). Piszę o tym dlatego, że rzuciłem okiem na opinie o tym filmie i trafiłem na miażdżącą. Że głupie i nieśmieszne. Co kogo bawi, jest sprawą sił tajemnych. Zdarzyło mi się wzruszać ramionami na przebojowych komediach, zdarzyło się też, że poleciłem jakąś komedię i spotkałem się ze zdziwieniem. Od tego czasu komedii nikomu raczej nie polecam, a jedynie relacjonuję moje wrażenia. Moje wrażenia z tego filmu: nie powala, ale jest ok. Mam słabość do Charlego Daya od czasów Filadelfii, którego tu widzimy w roli Petera, porzuconego przez pannę w czasie urodzin dziecka w jej rodzinie. Podobna przykrość spotkała Emmę, której facet zarzucał marazm, bo zbliżając się do trzydziestki wciąż mieszka w rodzaju komuny studenckiej, mając za współlokatorów parę młodych prawników oddających się namiętnie hałaśliwej kopulacji. Spotkali się przypadkiem, opowiedzieli sobie swoje historie i postanowili sobie pomóc nawzajem. Emma ma rozbić nowy związek dziewczyny Petera flirtując z jej nowym partnerem, a z kolei Peter ma zaprzyjaźnić się z facetem Emmy i w jakiś tajemniczy sposób wpłynąć na niego, by porzucił tę nową, ustatkowaną niewiastę i wrócił do bałaganiary Emmy. Przyznacie, że ta druga część planu brzmi raczej niedorzecznie. Rzecz jasna cała ta intryga w pewnym momencie się wyda, wtedy nawet będzie przez chwilę poważniej, a nawet groźnie, kiedy zdamy sobie sprawę z tej oczywistości, że tak, to jest komedia romantyczna. Ubaw był w sam raz, bez tarzania i turlania się, a w roli partnera Emmy zobaczymy Scotta, progeniturę z ejakulatu samego Eastwooda. Takimi filmami do historii kina nie przejdzie, a szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz