Strony
▼
środa, 21 września 2022
Birdman
Birdman to fikcyjny latający superbohater... Zanim ktoś mi zarzuci demencję, zrobię zastrzeżenie, że oczywiście wszyscy superbohaterowie są fikcyjni, a Birdman różni się od Batmanów i Supermenów tym, że jest wytworem wyobraźni w świecie przedstawionym filmu, w którym znany jest z trzech pozycji kinowych, a w postać tytułową wcielił się onegdaj aktor Riggan. Rola Riggana została zapewne napisana z myślą o Keatonie, którego nieprzypadkowo znamy z trzech filmów o Batmanie. Śledzenie wypowiedzi amerykańskich aktorów nie jest moją pasją, ale rzekłbym, że Keaton nie musi mieć kompleksów, bo od czasów Batmana wiele razy pokazał, że jest świetnym aktorem, który nie musi obawiać się zaszufladkowania. Inaczej niż Riggan, który jakoś nie umie uwolnić się mentalnie od swojego dawnego sukcesu i teraz próbuje swoich sił na Broadwayu. Realizowany przez niego spektakl jest sztuką obyczajową o miłości i zdradzie, a jej powodzenie będzie dla Riggana zwycięstwem nad Birdmanem. Z drugiej strony, gdyby nie Birdman, to pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się przedstawieniem Riggana. W finale aktor wywinie niezły numer, który należy odczytać jako rzeczywisty. To ważna uwaga, bo część scen w filmie to zwidy i fantazje głównej postaci, w których pojawia się sam Birdman, a i być może również karykaturalnie nieprzyjazna krytyczka teatralna z wpływowego nowojorskiego czasopisma. Film wyreżyserował Iñárritu, czyli facet nietuzinkowy, co widać w pracy kamery, oprawie dźwiękowej (w postaci żywiołowej muzyki perkusyjnej) i wybrykach filmowej fantazji. Efekt jest taki, że rzecz oglądałem z zainteresowaniem, choć temat twórczych mąk aktorów fascynuje mnie na równi z obróbką skrawaniem. Strach pomyśleć, ilu takich przyszłych Rigganów wyrośnie z aktorów występujących dzisiaj w produkcjach Marvela. Zapełnią wszystkie kina i streamingi, a my będziemy męczyć się razem z nimi, ze łzami w oczach tęskniąc za 365 dniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz