Strony
▼
sobota, 2 lipca 2022
Trubadur w Operze Krakowskiej
Czy analizowanie motywacji bohaterów oper ma sens? Zapewne taki, jaki ma rozważanie pobudek postaci bajek o Czerwonym Kapturku lub Kopciuszku. Uwaga, będą mega spojlery. W finale Cyganka Azucena mówi o spełnionej zemście za matkę, którą ojciec hrabiego di Luny spalił na stosie. Splot zdarzeń sprawił bowiem, że di Luna zabił Manrica, swojego konkurenta do względów Leonory, nie wiedząc, że zgładził swojego brata, którego całe życie pragnął odszukać, by spełnić życzenie umierającego ojca. Szkopuł polega na tym, że Azucena wychowała Manrica jak własnego syna i we wzniosłych ariach zapewniała jego i widzów o niezwykłej głębi matczynego uczucia. Satysfakcja Azuceny z powodu dokonanej zemsty jest nieco podejrzana. Manrico był wychowywany wśród Cyganów, ale wyrósł na znacznego żołnierza? Chyba słabo mu matka wpajała środowiskowe wartości, w szczególności cygańskie umiłowanie wolności, które mizernie rymuje się z wojskowym drylem. Operowe postaci oczywiście muszą przesadnie dramatyzować, czasem z powodów jak najbardziej zrozumiałych, choć i głupkowatych, na przykład wtedy, gdy Leonora w ciemnościach pomyłkowo wyznaje miłość di Lunie zamiast Manricowi, który od razu zaczyna drzeć japę o niewiernych kobietach. W żywiołowej arii Cyganów pada pytanie, co sprawia radość Cyganom. Odpowiedź „Cyganeczka!” wydaje nam się wystarczającą zniewagą wobec lewicowych świętości, by nastąpił szturm bojowników o sprawiedliwość społeczną. Zakazać! Ocenzurować! Z libretta miałbym ochotę przytoczyć wierny cytat o di Lunie bezowocnie próbującym zabiegać o uczucie Leonory, w sercu którego zazdrość zalęgła się niczym kłębowisko żmij - to co tu przytaczam jest tylko wariacją na temat. Wszystkie powyższe uwagi bledną przy tym, co najważniejsze: muzyce. Verdi jest mistrzem i nikt mu tego nie odbierze. Scenografia jest nieco umowna, ale pomysłowa, a kostiumy takie, jakich spodziewamy się w operze. Cieszmy się, bo Charybda modernizmu nadciąga nieuchronnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz