Strony
▼
sobota, 30 lipca 2022
Co nas obchodzą penisy księży
W świecie idealnym, jako osobie mocno zdystansowanej wobec Kościoła katolickiego, byłoby mi wszystko jedno, gdzie ksiądz wkłada członka (przy założeniu, że nie łamie prawa). Zdarzyło mi się nawet bronić księdza, który zadał się z chłopaczkiem ledwo przekraczającym dopuszczalny wiek. Skoro jednak uznaliśmy, że młodzieniec jest już w stanie wyrazić świadomą zgodę na seks, to prawo nie zostało złamane. Ta sprawa była bulwersująca, ponieważ chodziło o seks z uczniem, co - jeśli trafnie ustaliłem - nadal przestępstwem nie jest, ale może naruszać wewnętrzne szkolne przepisy, nie mówiąc o naturalnym odczuciu niewłaściwości takiej sytuacji. A sprawa księdza Dębskiego? Nie da się ukryć, był werbalnie napastliwy, ale gdyby chodziło o kasjera w Biedronce, to przecież organy prasowe nie pobiegłyby do szefa sieci sklepów z pytaniem, co zrobi z tym pracownikiem. Gdybym był katolikiem, miałbym być może jakiś interes, by w instytucji, którą mam szanować, nie było takich przypadków. Możliwe, że twórczość filmowa księdza Dębskiego podpada pod jakieś paragrafy za nękanie lub molestowanie, a wtedy idziemy do prokuratury. (Mówimy o świecie idealnym, w którym prokuratura nie chroni księży.) Przejdźmy do kolejnej sprawy, która w serwisie Wyborczej została opatrzona nagłówkiem PILNE! Okazuje się, że ksiądz G. próbował umówić się na seks przez Grindr. Imię i nazwisko księdza zostało ujawnione, ale ja nie podaję, bo nie wiem po co. Dlaczego ma mnie obchodzić, gdzie obywatel G. wtyka swojego penisa, nawet jeśli jego pracodawca ma inne oczekiwania wobec tego organu? Sprawę ujawnił Sebastian, do którego przystawiał się G. - a to jest już imię zmienione. Być może Sebastian jest katolikiem, który postanowił zdemaskować G., by chronić Kościół przed zdemoralizowaniem. Ale czemu w takim razie sam korzysta z Grindra, co jest niezbyt katolickie? A może udaje geja by polować na księży? Jeśli tak, to jego prawo, ale wielkiej miłości bliźniego w tym działaniu nie widzę. A jeśli Sebastian nie jest katolikiem, to przestaję rozumieć cokolwiek. Trudno byłoby powiedzieć, że G. na wzór Dębskiego molestował Sebastiana, więc to nie jest sprawa dla prokuratury. Pozostają dwa malutkie wytrychy, mogące uzasadnić demaskowanie „wyuzdanych” księży. Pierwszy: jeśli G. publicznie atakował gejów, to mój sprzeciw wobec ujawnienia jego wyczynów na Grindrze topnieje drastycznie. Nie znam twórczości G. jako księdza, więc trudno mi powiedzieć. Nie mam powodu zakładać, że skoro jest księdzem, to z automatu powtarza homofobiczne brednie, z jakich słynie instytucja, dla której pracuje. Drugi: ujawniając takie przypadki jak księży D. i G. przyczyniamy się do spadku autorytetu Kościoła, który wpieprza się nieustannie w moje życie - i to nie tylko recenzując moje wybory życiowe (geja) z wyimaginowanej pozycji moralnej wyroczni. Byłoby to bardzo słuszne, ale dobry nastrój psuje świadomość, że stosujemy tu zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Chcemy pognębić instytucję, a de facto znęcamy się nad konkretnym człowiekiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz