Strony

niedziela, 1 maja 2022

Pętle pamięci (Marcin Kowalczyk)

Dawno temu chodziło się do wypożyczalni filmów. Do dzisiaj umiem zanucić Beverly Hills Video, Beverly Hills foju. Szybko się przekonałem, że losowo wybrany film na ogół okazuje się gównem w pozłotce (a często i bez). Od tamtych czasów staram się mniej losowo dobierać filmy i lektury. Z filmem jest jeszcze pół biedy, strata dwóch godzin nie jest tragedią, za to z książkami jest gorzej, bo to większa inwestycja czasowa. Jasne, że można rzucić w kąt, nawet ebook, i dać sobie spokój, ale ja jestem psychiczny i nie znoszę nie doczytywać. Pętle wybrałem dość przypadkowo, ze względu na intrygujący opis, ale to dziś nic nie znaczy. Oczekiwania miałem niewygórowane, więc miło mi stwierdzić, że książka okazała się dużo lepsza, niż się spodziewałem i niż to sugeruje średnia ocen z LC. Główny pomysł to zlepiacz narracyjny, urządzenie, które wydobywa z umysłu pomysły literackie i wypluwa gotowy tekst. Nieważne, że prędzej uwierzę w Hołownię reklamującego inwestycję w bitcoina niż w ten zlepiacz, który miałby stać się rzeczywistością w niedalekiej przyszłości (kiedy fasady budynków w Bydgoszczy - miejscu akcji! - będą zakryte hologramami). Z początku myślałem, że chodzi o sprytny zabieg, że w ramach SF bliskiego zasięgu będziemy czytać opowieść fantasy wyciągniętą z głowy Vermila Olsona. Wszystko poszłoby gładko, gdyby Vermil nie doznał wstrząsu (bardzo tajemniczego), po którym zaczął korzystać z parcianych wersji zlepiacza, przez co jego pisanina zdegenerowała się w dość zabawny sposób. Tymczasem w życiu realnym również dochodzi do odchyleń od normy, przy których reksio ściekołaz, jeden z efektów działania psychotropów, zdaje się niewinnym stworzonkiem, choć w pewnych momentach wywołuje zgrozę. Im bliżej było końca, tym większe miałem przekonanie, że tej historii nie da się domknąć jakimś zwykłym zwrotem akcji. Zakończenie okazało ucieczką w metaforę, trochę w stylu Limes inferior Zajdla, ale o ile u Zajdla wynikło to raczej z braku lepszego pomysłu, u Kowalczyka wydaje się z góry zaplanowane. I teraz już nie dziwią nas niezbyt wysokie noty na LC: autorze Marcinie, zabawa konwencją jest okej, ale przeciętny konsument SF chce mieć koherentną opowieść z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem, a nie jakieś metaliterackie odchyły, których nie da się sensownie zawrzeć w świecie przedstawionym. Na szczęście nie jestem typowym konsumentem SF.

[146]
Cóż, nieszczęściem Tiliana Muniusa było to, że jego roztropność nie dorównywała rozmiarom przyrodzenia (co ponoć jest regułą). Kiedyś, zapytany na forum przez dworskiego błazna, kim chciałby być, jeśli nie byłby mężczyzną, odparł: „hrabią de Sternem”
Niezręczność tego dowcipu polegała na tym, iż tajemnicą poliszynela było, że Tilian dogadzał żonie de Sterna.

[2079, lekcja biologii zgrabnie wkomponowana w tekst]
[Świerszcz zjada] larwę drucieńca, która musi dotrzeć do wody, lecz sama nie może. Dlatego kiedy urośnie w swoim żywicielu, ogłupia go, a świerszcz biegnie do najbliższego jeziora, rzeki, basenu żeby się utopić. Z trupa wydostaje się dojrzały drucieniec, który teraz może się rozmnożyć. Zresztą owady owadami. Mój faworyt to toxoplazma gondi, która rozmnaża się tylko w kotach. Jeśli więc szczur czy mysz z „toxo” w środku widzi lub czuje kota, podchodzi do niego, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Wręcz marzy o tym, żeby zostać zjedzonym.

[2745]
Kiedy patrzyłem na linię brzegową łączącą Latilię z Morzem Środkowym, zwróciłem uwagę na linię brzegową.
Czyż to nie urocze zdanie? Zapewne napisane o czwartej nad ranem. Rozumiemy, zdarza się, ale gdzie był redaktor?

[3236]
– (...) odkąd Bond jest kobietą, przestałem oglądać.
– Dlaczego?
– Zrobiło się zbyt brutalnie.

[4273, po cięciu mieczem]
Oniemiały wsłuchiwałem się w następujące po sobie plaśnięcia, kiedy kolejne narządy wyślizgiwały się na podłogę.
Plask, plask, plask.
Zabawne: nie wiedziałem, że w brzuchu może zmieścić się aż tyle rzeczy.

[4311]
– Przecież, to niemożliwe, no wiesz, żeby on tak po prostu… – Olson duka swoje uzasadnienie jak ośmiolatek zdający kolegom relację z pierwszego podpatrzonego porno

[5605, jeden z odlotów Vermila]
– (...) Ma dziś kolega decydujący głos.
– Dlaczego ja?
– Jako jedyny w kraju nie zalega kolega z abonamentem RTV.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz