Strony

czwartek, 13 stycznia 2022

Na rauszu czyli Druk

Grupa nauczycieli postanawia urządzić eksperyment na samych sobie i sprawdzić teorię pewnego faceta, że prawidłowym poziomem alkoholu we krwi jest pół promila. To dość dużo, bo od tego poziomu prowadzenie samochodu zaczyna być przestępstwem, a nie zaledwie marnym wykroczeniem. Cóż się szybko okazuje? Po pierwsze, płynąc na falach alkoholowej fantazji z nudnych belfrów stają się mistrzami przyciągającymi zainteresowanie uczniów. Po drugie, odrzucamy zasadę połowy promila, bo po co się ograniczać, jeśli idzie tak dobrze. Dalszy ciąg mógłby wydawać się antyalkoholową agitką, ale twórcy rzucają widzowi coś na zachętę, czyli refleksję nad popularnością wszelkich substancji rozluźniających nasz uścisk z rzeczywistością. Nie tylko substancji, bo podobną funkcję pełni religia, która - o czym jestem przekonany - może powodować podobne jak używki efekty neurofizjologiczne w mózgu. Zdaje się, że nie warto było wyewoluować jak my, ludzie, skoro dysponując znakomitym organem penetrującym rzeczywistość, czyli mózgiem, tak bardzo pragniemy od niej uciec. Film otwiera motto z Kierkegaarda, mówiące o tym, że młodość jest snem, a miłość treścią tego snu. Kolejny powód, by się wstawić, jeśli ten sen mamy dawno za sobą, a miłość wywietrzała po latach. Z opisów filmu zrozumiałem, że tańczący w finale Mikkelsen rozwali mi system. Nic z tego, ale zrobił pewne wrażenie, nie piorunujące, lecz elektryzujące na poziomie trzech paluszków AA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz