Strony

niedziela, 13 czerwca 2021

Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek (Filip Zawada)

Mógłbym tu napisać, że bohaterem książki jest Franciszek, chłopiec oddany jako niemowlę pod opiekę do zakonu żeńskiego w małej miejscowości. Że śledzimy jego losy w ciągu paru lat, kiedy z dnia na dzień maleją jego szanse na adopcję, która byłaby szansą na życiową zmianę, prawdopodobnie na lepsze. To wszystko prawda, ale byłaby to taka prawda, jak, powiedzmy, podsumowanie Dżumy Camusa jako historii o działaniu służby zdrowia w czasie epidemii. Każdy ze stu czterdziestu dziewięciu rozdziałów jest refleksją bohatera, do której pretekstem są drobne zdarzenia dnia codziennego. Są to myśli tak niezwykłe, tak dojrzałe, że szybko tracimy wiarę w to, że ich autorem jest dziecko. Nie musimy naszej nicości dzielić na pół – i to jest jedno z niewielu szczęść, jakimi zostaliśmy obdarzeni [444]. Mimo tego rozziewu, udało się autorowi stworzyć poruszającą opowieść o chłopcu wrażliwym, ale również przekornym, momentami niesfornym, z zaczepnymi przemyśleniami na temat religii - to ostatnie akurat w granicach dziecięcej wyobraźni. Tę myśl już zresztą kiedyś wyraziłem: religię demaskują dziecinne pytania, ale za to odpowiadam ja, nie autor. Przytaczam trzy rozdziały w całości.

34
Żadne życzenia nie muszą być spełnione.

47
Wszyscy jesteśmy ludożercami, bo jemy ciało naszego Pana.

143 (mój ulubiony)
Będę był.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz