Strony

środa, 2 czerwca 2021

Inseminarium duchowne (Zbigniew Sawicki)

Na wszelki wypadek podkreślę, że ja się nie znam i że składanie literek idzie mi dobrze, ale w głębszych sensach słaby jestem. Słowo „inseminarium” sam sobie wymyśliłem wiele lat temu, ale pretensji do praw autorskich nie zgłaszam. Podobno styl to człowiek, więc jeśli to prawda, to Sawicki jest schizofreniczną hybrydą, o czym świadczy to, że książka składa się z wielu, bardzo stylistycznie niejednorodnych części. W „Maluczkich w Panu uduchowienie”, moim ulubionym „opowiadaniu”, mamy fajerwerki ironii i sarkazmu, a tuż potem „Matkę «Przeora»”, tekst z klasycznym narratorem wszechwiedzącym i to z pointą! Pornograficzny! Czyż to nie piękne? Następnie „Jaja żmijowe”, jakaś niepojęta młodopolska kolonoskopia mózgu, na swój sposób urocza. Każdy z rozdziałów jest opatrzony cytatem z Paula C., pięknym wielce, jakby wziętym z jakiegoś sieciowego generatora. Myśl przewodnia to chyba na pewno poniekąd religia? Są tu obrazoburcze akcenty, nawet mocny akapit o Kościele, matce naszej, ale na pewno nie jest to ateistyczna agitka. Przy czytaniu ubaw miałem dobry, ale zupełnie bym się nie zdziwił skrajnie inną oceną. To chyba fachowo nazywa się efektem Rashōmon, prawda? (A dlaczego ludzie polskojęzyczni wtrącają słowo „prawda” w swoich wypowiedziach? A nie na przykład „modrogrzbiecik tęposterny”? Dziwne, że tutaj o tym wspominam, modrogrzbiecik tęposterny?)

[431]
Gdzieś tam, pośród coraz intensywniejszych majaków, mignęło jej, by im doradzić, że na nadmiar energii pomaga onazizm (zob. przypis 12), jak mawiał jej trener od gimnastyki.

Przypis 12: Onazizm – ćwiczenie woli i charakteru zalecane szczególnie odkrywcom trotylu w samolotowej kiełbasie; do uprawiania judeoaseptycznego, tj. ręką lewą, w nerwowej stójce, dla poskromienia porannego moczowo-patriotycznego wzwodu modlitewnego (po uprzednim wyrecytowaniu ulotki organizacyjnej) jednocześnie z naprzemiennym żegnaniem się i oddawaniem salutu rzymskiego ręką niezajętą usuwaniem złogów ciała.

[439]
A tu, jak trwoga, to to, jakby płynące z jakiejś góry Kazanie na Śniadanie (zob. przypis 13), które teraz rozbrzmiewa w jej głowie, wygłaszane przez Sędziego Głównego gderliwym głosem sędziego głównego.

Przypis 13: Śniadan (właśc. Sznadan) – pagór w ciepłym kraju, kopiec bardziej, z którego śnięty od upału samozwańczy Prorok staszczył objawione dekrety, jako to: „Nie cudzołóż (cheba że muszysz)” albo: „Zabijaj tylko narodzonych (cheba że nie muszysz), nienarodzonych nie zabijaj”, na co rozbawieni współplemieńcy, że takie, intelektualnie za trudne dla nich do ogarnięcia, to im sztywnymi od cukru pejsami wedle szwanca merdają.

[3027, co mają zagrać na pogrzebie]
(...) niechby zagrali owi Nine Inch Nails to ich She’s Gone Away z trzeciej części Miasteczka Twin Peaks. (...) Niezgorzej odmalowali w zwolnionym tempie ową niszczycielsko ozdrowieńczą dla Gatunku, pełną mistycznego żaru, porywającą szarżę Jeźdźców Apokalipsy Böcklina, którym Bóg dał władzę, by z umiłowania Dobra „zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta” (Ap 6,8) dla zapewnienia Chrystusowi panowania nad siłami Zła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz