Strony

piątek, 20 listopada 2020

Late Night

Emmę Thompson kochamy między innymi za to, że potrafi zagrać zołzę, której kochać nie sposób, ale to jeszcze bardziej wzmacnia nasze uczucia. Aż głupio być gejem w tej sytuacji. Żeby Emmie nie było za słodko, wspomnieć trzeba, że z Cate Blanchett mamy podobnie. Ktoś słusznie zauważy, że rola Emmy w tej w sumie sztampowej komedii powinna raczej nadwątlić uczucia niż je potęgować, ale to nic, bo Emma wycisnęła z postaci Katherine tyle, ile się dało. Może ta komedia nie jest taka całkiem sztampowa? Sytuacja małżeńska bohaterki jest dość przykra, a kariera gwiazdy talk show wydaje się kończyć. Szefowa już myśli o zmianie prowadzącego na nowego stand-upera, który bawi publiczność dowcipami o sraniu do butów. Ratunkiem dla Katherine okazuje się nowa scenarzystka Molly w sztabie złożonym do tej pory wyłącznie z białych, przeważnie heteroseksualnych facetów. W tę postać wcieliła się Mindy Kaling, która napisała scenariusz filmu, a wcześniej zagrała irytującą hinduską pannę w The Office. Zgodnie z przewidywaniami wniosła do zespołu powiew świeżości, a co więcej - skłoniła Katherine do większej otwartości i podejmowania ryzykownych tematów. Czy to wystarczy? Nie wyjawię, ale wspomnę, że wraz z rozwojem internetu wyrosła groźna konkurencja dla Katherine, między innymi w postaci dziewczynki wąchającej tyłek swojego psa. W ramach aggiornamento Katherine stała się personą internetową, albo raczej uczyniono to z nią bez jej zaangażowania. „Stałam się hasztagiem - dobrze mówię? - który ma milionowe zasięgi, cokolwiek to znaczy” - wyznaje w pewnym momencie. Być albo nie być - to przestarzałe pytanie, w dodatku źle postawione. Być hasztagiem i reklamować kupony na allegro - tylko to się liczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz