Strony

piątek, 9 października 2020

Indie. Miliony zbuntowanych (V.S. Naipaul)

Przodkowie Naipaula przybyli do z Indii do Trynidadu w drugiej połowie XIX wieku, zapewne oba terytoria były podówczas częścią imperium brytyjskiego, więc jeśli gdzieś potrzebne były ręce do pracy, nie było problemu, żeby sprowadzić je z antypodów. Oprócz zwykłego bagażu, mieli przodkowie ów kulturowy, związany z tradycjami i religią hinduistyczną. I co się stało? Z pokolenia na pokolenie powtarzane rytuały wypłukały się z sensu, a jedynym ich uzasadnieniem było to, że nasi rodzice tak robili. Zanikła nawet znajomość języka. W takich okolicznościach na początku lat trzydziestych XX wieku rodzi się Naipaul, przyszły pisarz, który odczuje naturalną potrzebę poznania kraju swoich antenatów. Książka jest podsumowaniem drugiej podróży odbytej w końcu lat osiemdziesiątych, zatem w żadnym wypadku nie jest pozycją aktualną. Autor wędruje po wszystkich regionach Indii, a w każdym z nich znajduje parę postaci, którym oddaje głos. Inna noblistka, Aleksijewicz, w swojej Czarnobylskiej modlitwie mogła czerpać inspirację z Naipaula, który oczywiście dodaje coś od siebie. Indie zwane są subkontynentem, co ma nawet większe znaczenie kulturowe niż geograficzne. O ile przeprowadzka, powiedzmy, z Białostocczyzny na Dolny Śląsk nie byłaby większym szokiem dla Polaków, podobna rzecz w Indiach może oznaczać całkowitą zmianę. Tu hinduiści, tam muzułmanie (co ciekawe - szyici, którzy z tego powodu małą mieli chęć do przeprowadzki do sunnickiego Pakistanu), gdzie indziej sikhowie, a nawet zwolennicy ateisty w Madrasie. Ateizm wielkich tłumów nie porywa (komunizm sowiecki był ateizmem tylko technicznie), ale temu Periyarowi się udało, bo jego myśl obracała się przeciw religijnym tradycjom, a w jego ujęciu - religijnemu uciemiężeniu dużych warstw ludności. Jak taki kraj potrafi się utrzymać w jednym kawałku - rzecz to niepojęta. Wyjaśnieniem może być tutaj historycznie ukształtowana mentalność Indusów, którzy od wieków byli podbijani przez obcych, bez wielkiego wpływu na ich kulturę i obyczaje. O ile coś było mi wiadomo o hinduizmie (tak, oni naprawdę czczą tego boga z trąbą) i islamie, całkowitą nowością był dla mnie rozdział o sikhizmie. To nie taka stara religia, ukształtowana w ciągu paruset lat przez dziesięciu guru, po których już nie było kolejnych. Jak rozumiem, jej twórca, Pierwszy Guru, chciał utworzyć religię jednoczącą hinduistów i muzułmanów, co skończyło się przewidywalnie - jedni i drudzy stali się jej wrogami. Zamieszki na tle religijno-terrorystycznym doprowadziły do spacyfikowanie Złotej Świątyni (naprawdę złotej!) w Amritsarze, a później do zabójstwa Indiry Gandhi z rąk jej sikhijskich ochroniarzy. Niewątpliwie jest to interesująca książka, ma tylko ten mankament, że jest za długa - przynajmniej w proporcji do mojego zainteresowania tematem. No cóż, na koniec pozostaje mi tylko życzyć nieboszczykowi Naipaulowi bardziej zaangażowanych ode mnie czytelników.

[189]
Ambedkar to dawny wielki przywódca ludzi nazwanych kiedyś w Indiach niedotykalnymi. Był dla nich ważniejszy niż Mahatma Gandhi. Zaznał w swoim czasie zaszczytów i władzy; był ministrem prawa w pierwszym rządzie niepodległych Indii, jednym z autorów indyjskiej konstytucji, ale do końca pozostał rozgoryczony. To on zachęcił niedotykalnych – haridźanów, dzieci boże, jak ich nazywał Gandhi, a teraz dalitów, jak nazywali się sami – aby porzucili hinduizm, który uczynił z nich niewolników, i przeszli na buddyzm. Zmarł w 1956 roku, zanim jego myśl mogła się zmienić lub rozwinąć.

[933]
To była surowa wiara. Wykluczała telewizję, nie było w niej miejsca dla heretyków. Wszystkie liczne prawa, obrzędy i nakazy stanowiły integralną część świata Anwara. Gdyby odjąć jedną praktykę, całość byłaby zagrożona; wszystko mogłoby się rozpaść. Muzułmanin powinien na przykład sikać w kucki; i usłyszałem później od kogoś, kto pracował z Anwarem, że Anwar tak robił w nowoczesnym pisuarze w swoim miejscu pracy, choć nie było to łatwe.

[1209]
[Pan Raote odbywał] też inne pielgrzymki. Razem z żoną poszli sześć razy do jaskini Amarnath w Kaszmirze w Himalajach, znajdującej się na wysokości czterech tysięcy trzystu metrów, gdzie – pradawny indyjski cud – co roku w lecie tworzy się lodowy fallus, symbol Śiwy, rosnący i malejący wraz z księżycem.

[2952]
Nikhil, mówiąc mi kiedyś w Bombaju o swojej religijnej wierze, która była głęboka, wspomniał, że w momentach kryzysowych oddaje szczególną cześć dwóm figurom: Sai Babie (nie temu współczesnemu z fryzurą afro, ale oryginalnemu nauczycielowi z przełomu stulecia) oraz wizerunkowi Dzieciątka Jezus.

[2985]
Niemniej jednak ta jakże odległa data imperium Portugalczyków w Indiach nie przestawała zadziwiać. Myślałem o tym co dzień, kiedy – z dala od starego Goa nad rzeką Mandowi, z widokiem na pozostałości wielkich wojskowych fortyfikacji z czerwonej cegły, całych w kołach i liniach prostych, na tropikalnej plaży – zasiadałem do stołu w jadalni mojego hotelu i wpatrywałem się w reprodukcję starej europejskiej ryciny przedstawiającej Goa na papierowej serwecie. Podpis na rycinie podawał rok przybycia do Indii okrutnego, zwycięskiego portugalskiego wicekróla Albuquerque: 1509. W następnym roku podbił Goa. Równo osiemnaście lat po odkryciu przez Kolumba wysp Nowego Świata i zanim się okazało, że warto je było odkryć; dziewięć lat przed rozpoczęciem marszu Cortésa na Meksyk. A w samych Indiach – przed narodzeniem wielkiego cesarza Akbara z dynastii Wielkich Mogołów.

[4494]
[Periyar, madraski przywódca, był] ateistą i racjonalistą, przez całe swoje długie życie wygłaszał dwa do trzech przemówień dziennie. Ośmieszał hinduskich bogów. Drwił sobie okrutnie z kastowych hindusów i porównywał ubóstwo ich naukowych osiągnięć z osiągnięciami europejskimi. Po tym, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, oświadczał, że hindusi skopiowali swoich bogów („kilka wybranych zwierząt, kilka ptaków, kilka drzew i roślin pnących, góry i rzeki”), biorąc za wzór bogów starożytnego Egiptu, Grecji, Persji i Chaldei.

[4512, jedna z myśli Periyara, wyryta na płycie obok jego grobu]
„Boga nie ma. Boga nie ma. Boga wcale nie ma. Ten, kto wymyślił Boga, jest głupcem. Ten, kto propaguje Boga, jest łajdakiem. Ten, kto czci Boga, jest barbarzyńcą”.

[5415, opowieść Kakusthana z kasty braminów]
W Welurze poczułem pociąg do córki mojej siostry i postanowiłem, że ożenię się z nią, gdy tylko to będzie możliwe. Rodzina zgodziła się na to, ale powiedziałem, że dziewczyna musi najpierw skończyć studia. Pokryłem koszta jej nauki i w dniu, kiedy zdała końcowy egzamin, rozpoczęliśmy ceremonie ślubne.

[8451, mówi Vishwa Nath, drukarz i wydawca]
Gandhi był znany ze swoich wybiegów. Nazywam to wybiegiem. Marsz solny był wybiegiem, ale wybiegiem koniecznym. Nie mieliśmy broni. Wyruszył na wieś i porwał masy. Marsz solny dosłownie wstrząsnął całym krajem. Pamiętam dzień, kiedy Gandhi dotarł nad morze, do Dandi, a my, delhijska ulica, zaopatrzyliśmy się w sól. z solnego szybu, mówiąc: „Złamaliśmy prawa solne”.

[8521]
W tym ataku czuło się wściekłość Vishwy Natha na indyjską historię. Ludzie, którzy korzą się przed Bogiem – mówił ten artykuł – gotowi są także ukorzyć się przed despotycznym władcą. - Mowa o tekście pt. Modlitwy rozbudzają egoizm i wymuszają czołobitność, który ukazał się w periodyku Woman's Era.

[8531, mówi Vishwa Nath]
Upaniszady to tylko gra słów. Atman, brahman; cała sztuka polega na tym, by dowieść, że atman jest częścią brahmana, a brahman jest atmanem. Jedni mówią, że tak, inni, że nie, jeszcze inni, że do pewnego stopnia. Filozofowie hinduscy przez całe życie dzielą włos na czworo.
(...)
Uważam, że religia to największe przekleństwo człowieka. Nie ma niczego innego, co by zabiło tylu ludzi i spowodowało takie spustoszenia materialne. Nawet dzisiaj, w Irlandii Północnej, na Bliskim Wschodzie. Hindusi, muzułmanie, sikhowie, w Indiach wszyscy walczą ze wszystkimi. Najstarszym zawodem nie jest prostytucja, tylko kapłaństwo.

[8638]
Bhindranwale w tym wcieleniu najczęściej opisywany jest – zarówno przez jego akolitów, jak i krytyków – słowem „potwór”. Święty człowiek stał się potworem. Przeniósł się do najświętszego sanktuarium sikhów – do Złotej Świątyni w Amritsarze, zbudowanej przez Piątego Guru (który był mniej więcej współczesny Szekspirowi) – po czym ogłosił jej okupację.

[8650]
W zemście za zbezczeszczenie Świątyni premier Indira Gandhi została zamordowana przez dwóch sikhów z jej gwardii przybocznej. Także tym razem wydawało się, że ci, którzy zaplanowali zamach, nie zdawali sobie w pełni sprawy z jego potencjalnych konsekwencji, z tego, że sprowadzi on nieszczęście na całą społeczność sikhijską – rozruchy przeciwko sikhom wybuchły w całych Indiach. Najstraszliwsze w Delhi, gdzie zginęły setki ludzi.

[9202, mówi Ram Singh]
Po przyjęciu amritu wolno jeść tylko jedzenie przygotowane przez amritdharich. – Czyli tych, którzy przyjęli amrit. – To pomaga przezwyciężać zło w pięciu postaciach: pożądania, gniewu, zazdrości, ego, więzi rodzinnych.
Amrit to sikhijska ceremonia, a raczej woda z dodatkami zmieszanymi mieczem Alego, brata stryjecznego, przybranego syna, a następnie zięcia Mahometa.

[9440, a pałacu w Patijali]
Natomiast pałac mówił o niedawnych przemianach. To był nowy pałac, zbudowany w latach trzydziestych XX wieku z przepychem, ale bez orientalnych motywów w rodzaju tych, które europejski architekt maharadźy Majsuru zastosował w jego pałacu wzniesionym w 1912 roku.
Czyli pałac, który widziałem w Majsurze, jakimś pradawnym zabytkiem nie jest.

[9520, o ostatniego mogolskim cesarzu, Bahadurze Śahu]
W czerwcu 1858 roku, gdy rewolta właściwie została już zdławiona, William Howard Russell udał się „w towarzystwie” do Czerwonego Fortu w Delhi, by popatrzeć na pokonanego cesarza. Czerwony Fort zajęli Brytyjczycy i Gurkhowie (najmowani teraz podobnie jak sikhowie do wojska w miejsce zbuntowanych żołnierzy). Cesarz przykucnął w pustym pasażu na małym patio na dachu. Drobny, wysuszony, bosonogi osiemdziesięciodwulatek nosił brudną tunikę z muślinu i batystową czapeczkę. Wymiotował do mosiężnej misy; Russell nie spytał dlaczego. Starzec był myślami daleko od tych, którzy przyszli się na niego gapić. Pisywał poezję i jak zaznaczył Russell, dzień czy dwa dni wcześniej ułożył wiersz, który „starannie skreślił osmalonym kijem na więziennej ścianie”. To nie wywołało u Russella podziwu ani współczucia, jedynie kpiny. Nie przyszło mu do głowy, żeby się dowiedzieć, co znaczyły zapisane słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz