Strony

wtorek, 13 października 2020

Call me Tony

Różne bywają rodzaje fascynacji. Fascynująca może być opowieść lub bohater filmu. Fascynujące może być również to, że ktoś uznał, że warto na taki film poświęcić wiele czasu, wysiłku - i pieniędzy zapewne też. Jeśli ktoś powie, że nie oglądaj, skoro ci się nie podoba, to zgodzę się, ale najpierw musiałbym zrozumieć, jak mogę stwierdzić, że mi się nie podoba, jeśli nie obejrzę. Jestem gotów przyznać, że moja ocena tego dokumentu brzmi zbyt ostro. To zapewne nie jest zły film, ale niemal na pewno nie dla mnie. Cóż ja poradzę na to, że w każdej scenie wyobrażam sobie tę kamerę skierowaną na Konrada Serwotkę, jego znajomych i rodzinę. Mam uwierzyć, że Konrad budzi się rano, a kamerzysta przez całą noc czekał na ten moment w jego pokoju? Uwierzyć w spontaniczność rozmów z matką, kiedy obok stoi obcy facet i to filmuje? Za to być może bohater jest intrygujący? Trochę jest, maturzysta-kulturysta z pasją do aktorstwa - to brzmi interesująco. Jest to wiek w życiu człowieka, kiedy miewa się najgłupsze pomysły, więc cieszę się, że nikt w tamtym czasie nie nakręcił filmu o mnie. Konrad nawet tak źle nie wypada, bywają gorsze projekty niż udział w zawodach kulturystycznych (warto było zobaczyć je od kuchni) lub egzamin do szkoły teatralnej. Zamykająca film scena to metaforyczna odpowiedź na pytanie co dalej. A raczej brak tej odpowiedzi. Chętnie złożyłbym w tej sprawie reklamacje, bo to jedno z ważniejszych pytań. Tylko do jakiej instancji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz