Strony

środa, 9 września 2020

Na końcu świata czyli Los Fuertes

E tam, bez przesady, Valdivia to nie koniec świata, są przecież gorsze zadupia w Chile. Toño ma babcię, mieszka u niej siostra Lucasa, który właśnie przyjechał z wizytą. Chciałbym tu przedstawić dramatyczną akcję, na końcu której Toño i Lucas splatają się cieleśnie, ale nic z tego, bo dramatu nie ma. Przynajmniej w tej części, za to po splotach inne rozterki dopadają kochanków, a jest to rozbieżna wizja ich wspólnej przyszłości. Miłość, jak wiemy, zwycięża wszystko, ale czy miłość analna również? Kto obejrzy, ten się dowie, albo dowie się, że się nie dowie. Trudno rzec, że fabuła obfituje w wydarzenia, ale niewątpliwie film ma swój urok, którym są piękne pejzaże zimnego południa Chile oraz nawiązania do historii tego kraju. Przeszłość krajów Ameryki Południowej stanowi bialą plamę w sylabusie nauczania historii (przynajmniej za moich czasów tak było). Wiem, że był jakiś Bolivar, który wyzwolił parę krajów od kolonialnej zależności, ale skąd się te kraje wzięły? Te Paragwaje i Urugwaje? Wiem, że od znalezienia odpowiedzi na te pytania dzieli mnie parę klików myszy lub krótka rozmowa z Siri, ale nie jestem przekonany, że trafię na coś wartościowego. Tytuł oryginalny oznacza „silni”. Brzmi zagadkowo, więc pozwolę sobie wcisnąć pewną koncepcję. Otóż, aby para się związała, potrzebny jest kompromis, jedna lub obie strony muszą choćby trochę ustąpić. Jeśli obie są silne i na ustępstwa nie idą, zapewne nic z tego nie wyjdzie. Jeśli tym strzałem komuś przedziurawiłem płot, to proszę sobie wydrukować ten wpis i zapchać nim dziurę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz