Strony
▼
środa, 29 lipca 2020
Kafarnaum czyli Cafarnaúm
Czy może być jeszcze gorzej? - pytamy siebie co chwilę oglądając ten film. Oczywiście, że może. Główny bohater to Libańczyk Zain, lat chyba dwanaście. Chyba, bo rodzice mieli inne rzeczy na głowie niż wyrabianie dziecku aktu urodzenia, a te rzeczy to głównie płodzenie nowych dzieci. Niezbyt to odpowiedzialne, gdy w takiej biedzie sprowadza się na świat kolejne istnienia, gorzej, że ta bieda jest również duchowa. Z głupkowato rozumianej wierności tradycji (oraz z biedy materialnej) rodzice wydają za mąż młodszą siostrę Zaina, a bez niej chłopiec traci poczucie więzi z rodziną i ucieka z domu. Niestosowne pytanie: może nie przepadał za rodzicami, ale co z resztą rodzeństwa? Znalazł schronienie u Etiopki Rahil, jeszcze biedniejszej od jego rodziców, dodatkowo o nieuregulowanym statusie emigracyjnym, do tego z dzieckiem, które jeszcze bardziej komplikuje jej sytuację. Postać Zaina wygląda na wykoncypowaną, bo postawą i umysłem zdecydowanie pozytywnie wykracza ponad standardy środowiska, w którym wyrastał. Pomysł, aby dwunastolatek ciągał rodziców do sądu, nie wygląda zbyt życiowo, dlatego akurat ten motyw niespecjalnie mnie obszedł, w odróżnieniu od paru innych. Przychylna interpretacja nasuwa jakiegoś mentora, który poza kadrem wpłynął na chłopca. Domyślam się, że Rahil walczy o prawo pobytu w Libanie, bo w żadnym innym kraju regionu by jej się to nie udało. Jeśli to jest dla niej szansa na lepsze życie, to w takim razie jaki film należałoby nakręcić o Etiopii? W Polsce czy Stanach też można by nakręcić podobny film o ludziach żyjących w ekstremalnych warunkach, więc czemu powinniśmy się przejąć Zainem? A jeśli się już przejmiemy, to co z tego? Pocieszam się, że po filmie być może popłynął do Libanu jakiś strumień pomocy humanitarnej. Co każe przypuszczać, że gdzie indziej wysechł...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz