Strony

piątek, 19 czerwca 2020

Doktor Sen czyli Doctor Sleep

Dziękuję ci, opatrzności, że długo ukrywałaś przede mną istnienie filmu 2010: Odyseja kosmiczna, który w końcu obejrzałem ładnych parę lat temu. Dobrzy ludzie mnie uprzedzili, żeby się nie spodziewać. Dobrze rzekli, ten sequel był potrzebny jak Dudzie konstytucja. Gdyby to był po prostu jakiś tam film niepowiązany mniej lub bardziej pretekstowo ze słynnym oryginałem, to by się obejrzało i zapomniało. A ponieważ to sequel, obejrzało się i zapamiętało ten cholerny niesmak. Po tym wstępie czas na skopanie Doktora, ale uczynię to powściągliwie. Przede wszystkim z tego powodu, że horrory przestały na mnie działać jeszcze za pokolenia JP2, więc z góry było dla mnie jasne, że to film nie dla mnie. Próby straszenia wampirami, strzygami, czy diabłami co najwyżej mogą mnie rozbawić, a częściej znudzić. W tym sensie film jest zabawny jak centra na Słowacji. To niby herezja, bo Lśnienie jako horror też na mnie słabo działa, ale ma wiele innych walorów, których nie ma Doktor. Tam powoli odsłaniana tajemnica, tu cios łopatą w łeb. Oraz wtórność, bo tym razem to Danny, dojrzały chłopiec z Lśnienia wchodzi w rolę pomocnika medium, którym jest czarnoskóra nastolatka. Oboje stawiają czoła grupie swoistych wampirów (technicznie nie wampirów, ale praktycznie – jak najbardziej). W oderwaniu od oryginału film jest nawet przyzwoity, ale jako sequel rozczarowuje. Korzystając z rad mądrych ludzi, osoby takie jak ja, po których horrory spływają jak demokracja po kaczce, powinny znaleźć sobie klucz interpretacyjny. Prawiczki mogą w wampirach widzieć ideologów LGBT, lewacy – krwiożercze korporacje, a intersekcjonalne feministki – Christinę Sommers. Podejrzewam, że każdy znajdzie sobie coś, czego boi się bardziej niż tych nieudolnie przerażających kreatur z filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz