Strony

poniedziałek, 3 lutego 2020

Przecinek i kropka czyli Puntu Koma

Gorący - gorętszy. Mi, mi, mi. Najintrygujętszy aspekt tej produkcji to jego baskijskość, co się przede wszystkim objawia w języku. Szukam jakichś innych typowo baskijskich znaków i cóż, nie znajduję. Typowy, jeśli nie stereotypowy, jest ów obrazek, na którym starsze panie są mocno religijne. Może i tak jest u Basków, ale o wielkiej odrębności to wcale nie świadczy. Już sam fakt, że taki film powstał, świadczy za to o czym innym: nie są Baskowie religijnie zamroczeni. (Podtekst ma być taki, że Polacy są. Nie, nie są, choć polskie władze w większości już tak.) Film jest sklejony z parominutowych odcinków serialu, który zapewne powstał jako produkcja sieciowa. Arrate przybywa do szpitala, gdzie leży jej syn Koldo w śpiączce po wypadku. W sali przy łóżku syna zastaje Galdera, którego widzi pierwszy raz w życiu, a który przedstawia się jako współlokator Kolda. Widz od początku nie ma wątpliwości, że ta wspólnota lokatorska obejmuje więcej niż stół, lecz Arrate na razie niczego się nie domyśla. Później robi się jeszcze dziwniej, kiedy Kolda zaczynają odwiedzać inne osoby, których nie zna ani matka, ani „współlokator”. Kolega z grupy teatralnej? Przyjaciółka muzułmanka? Cóż, miał Koldo dar prowadzenia życia w wielu rozłącznych aspektach. Wydaje nam się, że teraz leży nieruchomo, a tymczasem jest to otwarcie nowego aspektu, że tak pytyjsko rzecz ujmę. Zakończenie, przyznajemy, jest zaskakujące, ale czy zachwyt wzbudza? Nie, wzbudza raczej jęk, że lekko sobie przegięli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz