Strony

piątek, 17 stycznia 2020

Anna

Narkomanka Bondem? Czy tego już nie było? Sposób na to, żeby docenić film, jest taki, aby wcześniej obejrzeć ich odpowiednio dużo. Dużo częściej jednak jest to sposób na to, aby film nas znudził, bo widzimy wszystkie zgrane po tysiąckroć chwyty fabularne. Czasem to przeszkadza, czasem nie, a zależy to od osobistych preferencji. Filmy o superagentach robione na poważnie nie są moim ulubionym żanrem, więc się czepiam. Czy KGB rekrutuje agentów wśród narkomanów? Czy rzeczywiście po ich wyszkoleniu warto ich poddawać takim próbom, podkładając niestrzelające pistolety? Nasza Anna sobie poradzi, to jasne, a zrobi przy tym rozwałkę jak niegdyś Uma. Aspekt niebanalny to przekonujące ukazanie sytuacji, w której agent staje się podwójny, potem potrójny, choć na tym poprzestali, bo następny etap to byłby zdezorientowany agent lub widz. A sztampa polega na tym, że w KGB niektórzy wiedzą, że Anna współpracuje z CIA, w CIA też wiedzą, a wszyscy chcą ugrać swój interes, który nie jest interesem Anny, bo ta chciałaby się od nich wszystkich uwolnić. To jest jakby jej jedyna motywacja, dlatego fascynującą postacią Anna nie jest. Poza tym mamy tę dedukcję w stylu Holmesa, który po śladach odcisków na kciuku potrafi odgadnąć markę nakręcanego zegarka. Być może gdyby Anna przypominała bardziej babcię z reklamy, to może bardziej bym się wciągnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz