Strony

środa, 4 września 2019

Kwantechizm, czyli klatka na ludzi (Andrzej Dragan)

Człowiek witruwiański by Andrzej Dragan
Nie wątpię, że gdyby Andrzej Dragan urodził się w renesansie, dzisiaj pamiętali byśmy jego, a da Vinci byłby tylko ledwie wartym wzmianki epigonem lub poprzednikiem, który w odróżnieniu od Dragana umiał ładnie malować, o czym można się przekonać oglądając ilustracje samego autora, które wyglądają jak typowe pośpieszne obrazki tworzone kredą na tablicy w czasie wykładu. A najlepszy dowcip w tym, że takie właśnie lekko nieporadne obrazki wystarczą! Można by je zrobić profesjonalnie, ale w niczym by to nie pomogło w zrozumieniu zagadnień, które omawia autor. Jest on profesorem fizyki, który w młodości nieomal został profesjonalnym kompozytorem, a niegdyś urządzono mu wystawę zdjęć, ale rola artysty fotografika szybko mu się znudziła. Teraz dodatkowo okazało się, że potrafi napisać interesującą książkę popularyzatorską, tym ciekawszą, że pełną dygresji i anegdotek. Czy rozumiecie zasadę działania roweru? Ktoś kiedyś wciskał kity o efekcie żyroskopowym, a tak naprawdę to nie ma nic do rzeczy, nawet skonstruowano rower, w którym ten efekt wyeliminowano, a nadal działał. Okazuje sie, że decydująca jest rola prowadzącego, który robiąc delikatne ruchy kierownicą kontruje samorzutne ruchy roweru, on na prawo, wtedy my odbijamy w lewo, co robimy odruchowo, jeśli się nauczyliśmy. Jeden facet na jutubie postanowił nauczyć się jazdy rowerem „przekręconym”, w którym skręt kierownicy w lewo powodował skręt koła w prawo (i vice versa). Kiedy po wielu miesiącach się w końcu nauczył, towarzystwo dało mu zwykły rower i, jak u Opydy, śmiechom nie było końca. Inna ciekawostka: aby widzieć, kura – dinozaur było nie było, czyli gad – musi ruszać cały czas głową, bo jej oko widzi tylko to, co się rusza. Pytanie naturalne: dlaczego my, ludzie, nie musimy ruszać głową? Bo nasze oko drga cały czas mnie więcej z częstotliwością prądu w gniazdkach. Fascynujące! Dwa główne tematy książki to teoria względności i mechanika kwantowa. Jeśli dobrze pamiętam, wzory zwane transformacją Lorentza (podane przez Vogta, żeby było śmieszniej), a będące kluczowym elementem szczególnej teorii względności, zostały znalezione długo przed Einsteinem. Jak to możliwe? Rozumiem, że potrzebny był geniusz Einsteina, żeby te wzory przetrawić i wyciągnąć z nich to, że E=mc2. Gdyby nie było teorii względności, nie wiedzielibyśmy, że w systemie GPS trzeba wprowadzić poprawki relatywistyczne, bez których wskazywana przez satelity pozycja byłaby obciążona błędem parudziesięciu metrów. Teraz o efekcie Unruha, według którego obserwator poruszający się z gigantycznym przyspieszeniem w próżni kwantowej zaobserwowałby kreację cząstek kwantowych w dużej liczbie. Jak wyliczyłem, przyspieszenie musiałoby być tak wielkie, że prędkość światła osiągnęlibyśmy w trakcie bilionowych części sekundy. Na razie chyba takich przyspieszeń nie zaobserwujemy, ani nie wytworzymy, ale, tu puszczam wodze fantazji, skoro przyspieszenie jest związane z siłą nieodróżnialną od siły grawitacji, to czy takiej kreacji nie powinno być w czarnych dziurach? Chyba był to pewien fizyk, który spekulował, że czarne dziury to te osobliwości, w których rodzą się nowe światy. Coś tutaj zbyt podejrzanie do siebie pasuje. W ostatnim rozdziale autor wyszedł poza swoje poletko, o co pretensji nie mam, choć może wypadało wspomnieć, że w pewnej części są to koncepcje Dawkinsa. On sam kiedyś zauważył, że jego książka „Samolubny gen” mogłaby nosić tytuł „Altruistyczny gen”, bo paradoksalnym efektem samolubności, czyli chęci przetrwania, jest skłonienie nosicieli genu do altruizmu, co prowadzi do naszych wspólnie wyznawanych moralnych intuicji. Jest to na swój sposób przejawem innego, niemal tautologicznego prawa: społeczności złożone z osobników zgodnie współpracujących osiągną większy sukces populacyjny i terytorialny. A stąd kolejny kroczek i mamy moralność bez żadnej sankcji religijnej, która – jeśli dobrze się przyjrzeć – chyba zawsze przeciwdziała moralnemu postępowi. Dobrze to obecnie widać po odrażającej retoryce Kościoła na temat LGBT.

[577, niezorientowanym przypominamy, że chodzi o Karola W., podejrzanego o ukrywanie pedofilii]
Jakieś 25 lat temu jeden z papieży przypomniał sobie o sprawie i uznał za stosowne przyznać, że skazanie Galileusza na karę śmierci (którą tuż przed egzekucją zamieniono na dożywotni areszt z zakazem prowadzenia badań naukowych) było „subiektywnym błędem”. W międzyczasie hipoteza stawiana przez Galileusza stała się fundamentem teorii względności, teorii kwantowej i niemal całej współczesnej fizyki, doprowadzając do stworzenia radia i telewizji. Za pośrednictwem których papież ogłosił swoją łaskę.

[927]
Fizycy wysilają się, by rozgryzać mechanizmy, w oparciu o które zbudowana jest nasza własna klatka Skinnera, dla niepoznaki nazywana „rzeczywistością”. Czyli po prostu  k l a t k a   n a   l u d z i. Działania te są jedynym skutecznym sposobem prowadzenia nierównej walki o  g o d n o ś ć  nagiej małpy. Że się tak, nieco z przymrużeniem oka, wyrażę. Większość ludzi bardziej ujmuje co prawda religia, która według mnie tylko tę godność odbiera (bo jak słusznie powiedział antropolog Ludwig Feuerbach, każdy dogmat to nic innego jak zakaz myślenia) bądź filozofia. Jednak, o ile w pracy fizyka teoretyka potrzebny jest długopis, papier i  k o s z   n a   ś m i e c i, to w przypadku filozofów ten ostatni okazuje się całkiem zbędny.
Dziwna ta awersja autora do filozofów. Z kontekstu całej książki wznoszę, że chodzi o filozofów, którzy tworzą na ogół poronione interpretacje ustaleń fizyki współczesnej. Na dobrą sprawę, Feuerbacha znałem jako filozofa, ale zapewne można go nazwać antropologiem. Parę słów o klatce Skinnera: jeśli mała świnka zamknięta w klatce poruszy dźwignię na jednym końcu, to na drugim końcu pojawia się porcja jedzenia. Dla świnek jest to zadanie dość proste, więc może sobie jeść do woli. Zmieńmy sytuację i wprowadźmy do klatki drugą świnkę, wówczas ilekroć pierwsza naciśnie dźwignię, druga może od razu jeść nie zostawiając nic pierwszej. Tej szybko przestaje się opłacać wysiłek, więc druga zaczyna naciskać dźwignię i wtedy pierwsza korzysta. To oczywiście wymusza rodzaj współpracy. W wersji w książce jest nieco inna wersja eksperymentu, choć bez jakichś porażających wniosków.

[1197]
I nie ma się z czego śmiać, w naszej własnej konstytucji wpisane jest jak wół, że polski ustrój „urzeczywistnia” zasady „sprawiedliwości społecznej”. Nieśmiało zwrócę uwagę, że są tylko dwie możliwości. Albo „sprawiedliwość społeczna” oznacza po prostu „sprawiedliwość”, a wówczas dodatkowy przymiotnik jest zbędny, albo też oznacza coś innego niż sprawiedliwość. Ale wówczas istnieje już na to inne określenie i jest nim „niesprawiedliwość”.

[2712]
Zresztą nie tylko ziemskie życie podlegało powolnym zmianom. Sama Ziemia również w tym czasie ewoluowała. Dla przykładu, w czasach dinozaurów doba trwała nie 24 godziny, a 18.
A to za sprawą Księżyca. Ostatecznie dzień będzie trwał tyle co miesiąc księżycowy. Ciekawe, czy będzie wtedy jeszcze ktoś, kto będzie mógł to obserwować.

1 komentarz: