Strony

środa, 4 września 2019

Doctrine Impossible: A Journey from Dogmatic Religiosity to Rational Spirituality (Steven Tiger)

Wiele stron poświęcił autor na maglowanie doktryny chrześcijaństwa, którą określił jako „niemożliwą”, w domyśle „do obrony”. Recepta jest prosta, twierdzi autor, a jest to odrzucenie pojęcia pism natchnionych przez Boga i przez to nieomylnych. Do pewnego stopnia tak stało się w katolicyzmie, ale kosztem innych ciężkostrawnych pasztetów w rodzaju dogmatu o nieomylności papieża lub całkiem świeżego dogmatu o niepokalanym poczęciu NMP (które nie wiem, co znaczy; obyło się bez ciulika w cipce?; nb. jakież to dziwne, że takie seksualne szczegóły mają tak fundamentalne znaczenie). Zwolenników tezy o nieomylności Biblii określa Tiger „bibliolaterami” (co bym spolszczył na „bibliotów”) i mówi, że sprzeczności to ich chleb powszedni. Czytając Tigera będą mieli co jeść. Autor ateistą nie jest, bo wierzy w kosmiczną obecność (nie wiem jak lepiej przetłumaczyć „cosmic mindfulness”), która jest źródłem moralnych przekonań autora. W czym to lepsze od zwykłego sumienia, o którym mówi TMM, pozostanie dla mnie tajemnicą. Dowodu na jej istnienie nie mam, mówi autor, ale wierzę, bo to do mnie przemawia. Gdybym był Gretą Christiną, to zapewne zaraz bym tu wyłuszczył, jakie to jest wkurzające, aby utrzymywać taką wiarę, ale dopóki nikt mnie nie ocenia na podstawie mojego stosunku do owej obecności – jak dla mnie może być. Wśród koncepcji autora bardzo przypadła mi do gustu termodynamiczna teoria dobra, której autor tak nie określił. Otóż tak, jak – dajmy na to – budynek wymaga aktywnej troski, aby pozostawał w dobrym stanie i nadawał się do zamieszkania – tak też nasz wspólny i jednostkowy moralny status wymaga nieustannego wysiłku i przemyśleń, jeśli chcemy żyć w społeczności o wysokim standardzie etycznym. W praktyce chodzi nielekceważenie cieknącego kranu i nieodwracalnie się plecami do czyjejś krzywdy. A jak to się ma do religii? Ano tak, że jest ona zbiorem dogmatów, które nie tylko z myślenia zwalniają – one wręcz myślenia zakazują. Władze Kościoła mówią, że bycie gejem jest złe, więc po co sobie zadawać pytanie „a niby dlaczego?”. Wiem, że niby można zacytować świętego Pawła (odradzam Stary Testament!) i sprawa załatwiona, ale wtedy nadal pytam „a niby dlaczego?”.

[s. 19]
Because there is no evidence that God does not exist, I disagree with those atheists who describe belief in God as delusional.
Gdzie indziej autor twierdzi „faith in what is possible is not evidence of irrationality”, czyli „wiara w rzeczy możliwe nie jest świadectwem nieracjonalności”. Żeby tu sensownie dyskutować z tym poglądem, trzeba by doprecyzować użyte pojęcia, czego mi się nie chce. Zauważę tylko, że przy takim podejściu autor nie może zaliczyć do wierzeń nieracjonalnych przekonania o istnieniu krasnoludków lub o tym, że homeopatia działa. Przyznam, że mnie nie stać na taką otwartość. A jeśli chodzi o urojenie, jakim jest Bóg w opinii niektórych ateistów, to może takim jestem, może nie, a twierdzę, że nie ma wystarczających podstaw by wierzyć w Boga. Jeśli „urojenie” jest terminem psychiatrycznym, to lepiej rzeczywiście tak nie mówić.

[s. 24]
We are free to reject or to accept on faith ideas that are not provably true, but rationality demands that we reject claims that are provably false.
Jak napisałem wyżej, jest to bardzo wąskie rozumienie racjonalności, z którym się nie zgadzam.

[s. 43, o „dowodzie” ontologicznym Anzelma]
Guanilo, a French monk contemporary to Anselm, pointed out that it could be used to prove the existence of anything.

[s. 78]
In recognizing actions as the visible expression of people's inner spiritual state, Jesus has effectively debunked Christianity's foundational claim that Adam and Eve willfully chose to commit the sinful act of disobeying God despite having been created free of sinful characteristics.

[s. 84]
Why did Bible-God order that all the animals of the Amalekites were to be killed?

[s. 85]
Elsewhere, the Hebrew scriptures praise Bible-God’s genocidal-infanticidal wrath against the Edomites (Psalm 137:7); the Babylonians (Psalm 137:7, Isaiah 13:1-22); the Samaritans (Hosea 13:16); and, in one widely inclusive order for destruction, the Hittites, Amorites, Canaanites, Perizzites, Hivites, and Jebusites, all of whose cities were, most conveniently, given by Bible-God to the Israelites (Deuteronomy 20:16-18).

[s. 119]
Furthermore, I am unimpressed by research showing that muscle activation can be detected before conscious intent to move is recorded, because it is impossible to determine the precise instant when conscious intent arises.
Ja też.

[s. 136, cytat z Marcina Lutra]
The universities ought to turn out men who are experts in the Holy Scriptures...
A te uczące „sztuk wyzwolonych” to proste ścieżki do piekła. Aż dziw, że w krajach protestanckich rozwijała się jakakolwiek nauka – nie tylko się rozwijała, ale w wielu momentach była „cutting edge”.

[s. 139]
Yet if his premises we're false, so are his conclusions (in the parlance of computer science, “Garbage in, garbage out”).
Chodzi o Augustyna, ale to mniej ważne. Dzieci, nie uczcie się logiki od Trigera. Prawidłowo rzecz ujmując, „garbage in, the fuck knows what out”.

[s. 145]
“Christianity is not a religion but a personal relationship with Jesus Christ.” (Ridiculous. Personal relationships do not typically require churches, hymns, sacred books, and holidays.)
Dorzuciłbym jeszcze ulgi podatkowe.

[s. 145, nieortodoksyjne interpretacja Tigera]
(...) the entire Garden story is a metaphor for the emergence of human reason.

[s. 151]
Scriptural accounts of Jesus performing miracles do not demonstrate his divinity, for the Bible also contains tales of other people performing magic.

[s. 164, różnice między chrześcijaństwem a judaizmem]
These differences are so basic that the term “Judeo-Christian” is as meaningless as “Navajo-Hindu.”

[s. 190, o radości z pobytu w niebie]
Do the blessed rejoice in the punishment of the wicked?
Tak, mówi święty Tomasz z Akwinu.

[s. 190, Tiger pyta]
“Is this person saved?”
O jaką osobę chodzi? O taką, która ceni nauki Jezusa dotyczące tego, jak mamy traktować bliźnich, co naturalnie wymaga jednak pewnego namysłu i selekcji, bo przecież nie jestem w stanie traktować matki równie okrutnie, co Jezus. Zachowując szacunek dla przekazu Jezusa osoba taka wstrzymuje się przed akceptacją tezy o jego boskości, nauki o Trójcy Świętej i innych chrześcijańskich dogmatów. Też kiedyś postawiłem to pytanie i podejrzewam, że wedle doktryny katolickiej taki ktoś zbawiony nie będzie. A to by znaczyło, że dla katolickiego Boga ważniejsze jest, co o nim myślisz, niż to, jakim człowiekiem jesteś w życiu doczesnym. Byłby to Bóg-małostkowy biurokrata, po cholerę czcić kogoś takiego. Przy okazji, samo domaganie się czci dla siebie nie jest wśród ludzi uważane za rzecz godną. Czemu Bóg miałby być wyjątkiem?

[s. 211]
(...) bibliolaters eat contradiction for breakfast.

[s. 211, odezwa do prozelityzerów, która jest jednocześnie playlistą – sądząc z książki autor jest niezłym znawcą muzyki]
Stop pitching your dismal doctrines and just let people hear some of the magnificent music Christianity has inspired. Let them experience splendoy in Bach's Magnificat and Thomas Tallis' Spem in Alium; the exultation in Beethoven's Missa Solemnis and Bruckner's Te Deum; the cataclysmic terror in the requiem mass settings by Berlioz and Verdi; the intense devotion in the motets of Joaquin des Prez and Heinrich Schultz.
Według autora odbiór tej muzyki nie wymaga przyjęcia dogmatu o niepokalanym poczęciu, lub jakiegokolwiek innego.

[s. 274]
Love your enemies... and let God destroy them.
Bo Bóg to taki facet od czarnej roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz