Strony

poniedziałek, 15 lipca 2019

Yesterday

Nie znałem Boyle'a jako twórcy komedii, a tu proszę, talent się objawił. Wszystko wiadomo ze zwiastuna, Jack Malik po wypadku budzi się w świecie, w którym nie było Beatlesów, choć on sam ich pamięta, a ponieważ jest profesjonalnym muzykiem, może odtworzyć ich repertuar – najgorzej jest rzecz jasna z tekstami. Oczywiście z początku Jack o niczym nie wie, więc kiedy przypadkiem gra Yesterday dla przyjaciół, oszołomionych tą piękna piosenką, którą słyszą pierwszy raz w życiu, myśli sobie, że się zgrywają. Według scenariusza uda się Jackowi zrobić światową karierę z repertuarem Beatlesów, choć początki nie były łatwe. Pikanterii dodaje fakt, że Jack jest Brytyjczykiem o urodzie hinduskiej, ale to nic nie szkodzi. Dla fabuły to nie ma wielkiego znaczenia, więc wspomnę o Johnie Lennonie, który w tym świecie dożył starości, ale chyba nie parał się nigdy na serio muzyką. Oto Jack, z niezrozumiałych dla Johna powodów, chce się z nim spotkać i z nim ściskać. - Odwiedź psychiatrę, stary - mówi John Jackowi. Ten film jak ulał pasuje jako ilustracja do jednej z myśli Szymborskiej w rodzaju: co byłoby, gdyby Montaigne zmarł w dzieciństwie? Nie mielibyśmy Prób i nawet byśmy nie wiedzieli, że coś takiego mogłoby być napisane. A teraz pomyślcie o innych dzieciach, które umarły na koklusz lub utonęły i nie napisały, nie skomponowały, nie namalowały. Ten bardzo udany film ma jedną poważną wadę: nie jest zwykłą bezprzymiotnikową komedią, lecz komedią z przymiotnikiem i, żeby za wiele nie powiedzieć, nie wyjawię z jakim. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz