Strony

środa, 30 stycznia 2019

Cola de mono

Osobliwością tego filmu są napisy rzucane na ekran, w tym przepis na sporządzenie „małpiego ogona”, czyli tradycyjnego napoju alkoholowego pijanego w Chile w czasie świąt Bożego Narodzenia. Tytuł jest właśnie hiszpańską nazwą tego specyfiku. Historia jest dość kameralna, bo w zasadzie są trzy postaci, matka i jej dwóch dorastających synów. Taty nie ma, bo popełnił samobójstwo. Zdarzeń jest tutaj parę na krzyż, więc tylko powiem tyle, że przynajmniej jeden z braci okaże się gejem, co wywoła skutki i reperkusje, nawet dość niespodziewane. Młodszy brat jest dziwakiem czytającym książki, co nawet w połowie lat osiemdziesiątych chyba nie było takie częste. To na pewno nie jest film dla zwolenników produkcji Marvela, bo jest w nim swoiste napięcie, czyli całkiem inaczej niż u Marvela. Wynika ono z prostej obserwacji: zupełnie, ale to zupełnie nie wiemy, jak rozwinie się fabuła. Poleje się krew czy szampan? Przy okazji jest dawka egzotyki i lekkiej erotyki, kiedy razem z bohaterem udajemy się na przechadzkę po parku, w którym spotykają się homoseksualiści. Jest ciepło, jak to na Boże Narodzenie, a najwyraźniej żadne konwencje społeczne nie nakazują spędzać wigilii z rodziną. Co kraj, to mniej lub bardziej luźny obyczaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz