Strony

niedziela, 26 sierpnia 2018

Zjadanie zwierząt (Jonathan Safran Foer)

Motywacja do napisania tej książki była nieco dziwna, bo kiedy autorowi urodził się syn, postanowił on przyjrzeć się bliżej swoim nawykom żywieniowym, aby mieć lepsze przekonanie w kwestii powstrzymania się od jedzenia mięsa. Z jedzeniem jest trochę jak z religią, jemy najczęściej to, co nam dawano do jedzenia w dzieciństwie, i mało namysłu poświęcamy temu, czy to jest dobre i właściwe. Jest w zasadzie oczywiste, że jedzenie mięsa jest nieodłączne od cierpienia zadawanego istotom żywym. W znakomitym posłowiu Dariusz Gzyra zauważa, że każdy przypadek kopniętego psa czy kota oblanego benzyną, a potem spalonego, doprowadza do furii pół internetu. Tymczasem przeciekające do sieci filmiki z przemysłowych ferm hodowlanych, w których zwierzęta są niesamowicie męczone w majestacie prawa, spływają po nas jak woda po gęsi (tej gęsi, która rozbija łeb o ścianę, żeby uniknąć sadystycznego karmienia na foie gras). Tak po prostu musi być i już. No właśnie, czy musi? Czy mięso jest koniecznym składnikiem naszego menu? Na pewno znajdzie się wielu utytułowanych dietetyków, którzy powiedzą, że tak, jak najbardziej, ale równie wielu, jeśli nie więcej, powie, że wcale nie. Ta druga opinia trafia mi bardziej do przekonania choćby dlatego, że w wielu kulturach na naszej planecie nie spożywa się mięsa, lub je się go bardzo mało. Czy nasze prawo do znęcania się nad zwierzętami wynika z naszej ewolucyjnej „wyższości”? Pominąwszy to, że ewolucyjna „wyższość” to bzdura, czy w razie inwazji wysoko rozwiniętych obcych, którzy uznaliby za przysmak ludzi panierowanych lub gotowanych w kapuście, pogodzilibyśmy się z takim naszym przeznaczeniem bez szemrania? Jeśli natomiast mięsożercy wyobrażają sobie, że tanie mięso kupowane w hipermarketach pochodzi od zwierząt, które wprawdzie zostały zabite, ale wcześniej hasały sobie po łąkach i skubały trawkę, więc były przez jakiś czas szczęśliwe - tacy mięsożercy uciekają w świat fantazji bez pokrycia. Praca w zakładach „produkcji” mięsa jest tak psychicznie wyniszczająca, że rotacja pracowników sięga stu procent w czasie roku do dwóch. Jest czymś zdumiewającym, że ceny innych produktów wzrosły w ciągu kilkudziesięciu lat wielokrotnie, a ceny mięsa utrzymują się na mniej więcej jednakowym poziomie (tak przynajmniej jest w SZA). Kolejny aspekt przemysłowej produkcji mięsa to jej oddziaływanie na środowisko. Jak podaje Foer, produkcja gazów cieplarnianych z przemysłowych ferm przewyższa znacząco szkody wywołane transportem samochodowym, lotniczym i każdym innym, liczonymi łącznie. Jeszcze inna sprawa to antybiotyki rutynowo dodawane do paszy zwierząt hodowanych przemysłowo, co prowadzi do tego, że w fermach nie tylko produkuje się mięso, ale też nowe szczepy antybiotykoopornych drobnoustrojów. Wprawdzie wirus grypy hiszpanki powstał jeszcze przed rozpowszechnieniem chowu przemysłowego, nie jest to jednak argument chybiony, bo z tego co nam wiadomo, współczesne fermy, gdzie zwierzęta zmuszone są tarzać się we własnych odchodach, to świetny sposób na kolejną pandemię. Nie zapominajmy o innych niespodziankach, takich jak priony wywołujące gąbczaste zwyrodnienie mózgu, które wyhodowaliśmy sobie karmiąc krowy paszą absolutnie dla nich nieodpowiednią. A może w takim razie choć ryby i krewetki można jeść bez wyrzutów sumienia? Jak przekonuje nas Foer, nasze założenie, że ryby cierpią mniej, jest po prostu guzik warte, a metody ich połowu i uśmiercania znowu budzą skojarzenie z systematycznym i wyrafinowanym sadyzmem. A należałoby przy tym pamiętać o przemysłowej hodowli ryb, która powiela wszystkie koszmary znane z ferm naziemnych. Cierpienie krewetek jest, przyznaję, nieco bardziej abstrakcyjne, ale sposób ich odławiania według autora przypomina masowy wyręb lasów, kiedy ogałaca się dna mórz z wszelkiego życia, produkując tony tak zwanego przyłowu, czyli wszelkich morskich stworzeń bez wartości spożywczej, które się zwyczajnie martwe wyrzuca. Cóż, na koniec muszę się zgodzić z Olgą Tokarczuk, że z naszej epoki zostanie zapamiętane haniebne torturowanie zwierząt hodowanych na mięso. Nie mam złudzeń, że wszystkie powyższe argumenty przeciw jedzeniu mięsa wprawny mięsożerca zawiesi sobie na haku gdzieś w odizolowanej części głowy, gdzie się nigdy nie zagląda. Tak jak nigdy nie zechciałby patrzeć na wiszące na haku wykrwawiające się świnie czy często jeszcze żywe kurczaki moczone we wrzątku. Bardzo trudno mi ocenić siłę perswazyjną książki Foera, bo obraz ma moc tysiąca słów, a obejrzany przeze mnie film Łukasza Wybrańczyka na temat jedzenia mięsa zadziałał mi na wyobraźnię jednak dużo potężniej.

[355]
Hipokrates uważał, że ich mięso jest źródłem siły. Upodobanie do psiego mięsa znalazło swoje miejsce w języku: na przykład w jednej z odmian chińskiego symbol określający coś jako odpowiednie i sprawiedliwe (yeon) dosłownie tłumaczy się: „Odpowiednio przyrządzone psie mięso jest doskonałe”. Rzymianie jedli „pieski oseski”, Indianie Dakota psie wątróbki, a Hawajczycy jeszcze całkiem niedawno podawali na obiad psie móżdżki i krew. Nagi pies meksykański był głównym składnikiem diety Azteków.
Później autor podaje filipiński przepis na weselnego psa duszonego.

[544, o konikach morskich, typowym przyłowie]
Co ciekawe, to samiec „zachodzi w ciążę”. Zapładnia jaja, odżywia je swoimi wydzielinami i nosi przez sześć tygodni. Sam poród jest zupełnie niewiarygodny – mętna ciecz wydobywa się z jamy brzusznej samca i nagle wokół pojawiają się maleńkie koniki morskie.

[1014]
KFC współpracuje z firmami, które starają się zapewniać ptakom dobre warunki. Nie wspomina się natomiast o tym, że właściwie wszystko, co spotyka zwierzęta w ubojniach, określa się jako dobre warunki.

[1926]
Pandemię z 1918 roku nazywano grypą hiszpanką, gdyż Hiszpania jako jedyny zachodni kraj relacjonowała w prasie przebieg zarazy, uwzględniając wszystkie tragiczne fakty. (Niektórzy twierdzą, że było tak dlatego, że Hiszpania nie brała udziału w wojnie, więc media nie podlegały tak restrykcyjnej cenzurze).

[2044]
Ostatnie badanie przeprowadzone przez magazyn „Consumer Report” wykazało, że 10 do 30 procent masy naturalnego mięsa kurzego i indyczego to „bulion, polepszacze smaku lub woda”.

[2084]
Kiedyś nadzór z Departamentu Rolnictwa kazał wyrzucać wszystkie zanieczyszczone odchodami ptaki. 30 lat temu przedstawiciele przemysłu drobiarskiego przekonali Departament do zmiany tego przepisu, dzięki czemu uratowali swoje automaty. Od tamtej pory zanieczyszczenia odchodami nie nazywa się zanieczyszczeniem odchodami, ale „wadą kosmetyczną”, a inspektorzy odrzucają o połowę mniej ptaków. Pewnie Lobb z National Chicken Council skomentowałby to tak: „Tak czy inaczej jedzenie odchodów trwa tylko parę minut”.
A wcześniej powiedział, że przecież proces zabijania kurczaków trwa tylko parę minut.

[2521]
Dziękuję za świńskie oczy.
Autentyczny wpis jednego z dzieci, które mogło te oczy rozkroić i poznać ich budowę. Również - chyba nie przypadkiem - tytuł niedawnej książki polskiego autora na podobny temat.

[3435]
David Foster Wallace w swoim genialnym eseju o cierpieniu homarów Consider the Lobster pisał: „Kwestia związku pomiędzy jedzeniem zwierząt a zadawanym im cierpieniem jest nie tylko bardzo złożona, ale też niewygodna. W każdym razie jest bardzo niewygodna dla mnie i dla każdego, kto lubi jeść, ale jednocześnie nie chce myśleć o sobie jak o kimś okrutnym czy nieczułym. Moim sposobem na radzenie sobie z tą niewygodą było niemyślenie”. W dalszej części eseju autor opisywał o czym konkretnie starał się nie myśleć: „Homary nagle ożywają we wrzątku. Kiedy wrzuca się je do gotującej wody, zaczynają wspinać się po ścianach naczynia i stukać szczypcami w ścianki, jakby chciały się wydostać. Gdy przykryje się garnek, słychać jak pokrywka poszczękuje, gdyż zwierzę próbuje ją zrzucić”.

[3589]
Czy wykastrowałbyś zwierzę bez znieczulenia? Albo wypalił mu znak na skórze? Albo poderżnął gardło? Można sobie obejrzeć, jak to wygląda w praktyce (najlepiej zacząć do filmu Meet Your Meat, który można bez problemu znaleźć w internecie).

[4202]
Gdy Celia Steele zamknęła pierwszą partię kurczaków w ciasnym hangarze, nie miała pojęcia, jakie będą tego konsekwencje. Kiedy w 1946 roku Charles Vantress skrzyżował kurę rasy cornish z kurczakiem new hampshire, by otrzymać „kurczaka jutra”, przodka dzisiejszych brojlerów, nie miał pojęcia, co z tego wyniknie.

[4536]
„Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”.
To pięknie brzmiący zapis z polskiej ustawy o ochronie zwierząt, ale według autora posłowia jest to w istocie kodyfikacja przyzwolenia na więzienie, kaleczenie, stres, cierpienie, uprzedmiotowienie i śmierć zwierząt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz