Strony

niedziela, 26 sierpnia 2018

Utopia regulaminów. O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji (David Graeber)

Niedawno widziałem urzędowe ogłoszenie, że wnioski wypełnione online należy składać w pokoju 304. Ktokolwiek to napisał, czuł się zwolniony z myślenia, bo albo mu kazano, albo tak przewidują procedury. Jest to jeden z przejawów tępoty, o której wspomniano w tytule. Nie wiem, czyje to prawo, które mówi, że odpowiednio liczna grupa ludzi w toku dyskusji jest w stanie podjąć uchwałę głupszą od każdego z osobna. Dzięki zasadzie działania biurokracji do takiego efektu wystarczy jedna osoba. Według autora twórcą i propagatorem współczesnej biurokracji są Stany Zjednoczone. Nie one ją wynalazły, bo jest stara jak świat, ale to one - jako kraj sukcesu - są szeroko i chętnie naśladowane, a same swój pomysł wzięły z korporacji z ich swoistym, bardzo sformalizowanym systemem zarządzania. Ale, zauważa autor, to jednak nie działa, jeśli chcemy mieć nowe naukowe osiągnięcia, bo duch biurokracji na uczelniach sprawia, że rola uczonego sprowadza się do roli urzędnika, który większość czasu poświęca na uzasadnianie, że jest niezbędny na swoim stanowisku. W życiu też działa słabo, jeśli stajemy przed zadaniem wypełnienia czterdziestostronicowego wniosku o przyjęcie dziecka do szkoły muzycznej w Londynie (brzmi zbyt konkretnie, by uznać to za fantazję autora). A jednak coś sprawia, że na biurokrację się godzimy, a jest to lęk przed zabawą bez reguł, zabawą tyrana, który bawi się życiem mieszkańców swojego kraju. Książka Graebera omawia temat biurokracji z antropologicznego punktu widzenia i może nawet nie jest tak chaotyczna, jaka mi się wydaje. Takie szerokie spojrzenie powoduje, że skaczemy od roli wyobraźni w średniowieczu w pośrednictwie Boga z człowiekiem, przez rozważania o źródłach ustroju państwa i praw, do kwestii rozumienia przemocy symbolicznej. Kto doczytał do tego miejsca, powinien jedno pojąć: to nie jest łatwa i przyjemna książka o absurdach biurokracji. Co nie znaczy, że nie jest ciekawa.

[62]
Dziś, po krachu tradycyjnych państw opiekuńczych, cały ten bunt wydaje się jednak dość staroświecki.
Autorowi chodzi o bunt roku 68. Ależ mnie zdziwiło to zdanie! Ten „krach” nie wynikał przecież z przyczyn ekonomicznych, a był efektem planowanego zwrotu ideologicznego. Pisał o tym Witkowski, wobec upadku ZSSR (bez znaczenia, że był to iluzoryczny przykład dobrobytu mas) wzięto się za rozmontowywanie państwa socjalnego na Zachodzie. Jak się okazało w dalszym ciągu, autor jednak nie miał na myśli tego, co mi przyszło do głowy w pierwszej chwili.

[106]
Z tej perspektywy rozrost biurokracji stanowił nieodparty przykład piekła, do którego wiodą dobre intencje. Do najskuteczniejszych popularyzatorów tego rodzaju myślenia należał Ronald Reagan, który twierdził, że dziewięć najstraszniejszych słów w języku angielskim to: „Jestem urzędnikiem państwowym i przyjechałem tu, by wam pomóc”.
Z perspektywy przepowiedni von Misesa, który zapowiadał szybkie zwycięstwo faszyzmu w państwach dobrobytu powstających po drugiej wojnie.

[125]
Żelazne prawo liberalizmu stwierdza, że każda reforma rynkowa i każda podjęta przez władze inicjatywa, której celem jest ograniczenie biurokracji i uwolnienie mechanizmów rynkowych, ostatecznie prowadzi do rozrostu regulacji prawnych, do rozrostu biurokracji i do rozrostu aparatu administracji państwowej.

[182]
Imperium Brytyjskie nigdy czegoś takiego nie próbowało . Brytyjczycy albo okupowali inne narody, albo z nimi handlowali. Amerykanie tymczasem usiłowali zarządzać wszystkim i wszystkimi za sprawą struktur administracyjnych.
Z ONZ Amerykanom nie bardzo wyszło, ale już z WTO, MFW lub Bankiem Światowym - owszem. To zabawne, bo w SZA pogarda dla biurokracji jest powszechna, choć nie tej korporacyjnej, bo dla tej amerykańskie prawiczki okazują zachwyt nieomal religijny.

[229, przypis 15]
Od pracownika pewnego brytyjskiego banku usłyszałem niedawno, że w tych kwestiach nawet personel banku uprawia swego rodzaju orwellowskie dwójmyślenie. W wewnętrznej korespondencji zawsze mówi się o regulacjach narzucanych z zewnątrz: „Fiskus podniósł limit nieopodatkowanych oszczędności na rachunkach indywidualnych”; „Minister Finansów zliberalizował zasady naliczania świadczeń emerytalnych” i tak dalej. Jednocześnie wszyscy doskonale wiedzą, że dyrektorzy banku odbyli właśnie liczne spotkania z urzędnikami odpowiednich ministerstw, aby przekonać ich do wprowadzenia tych właśnie zmian w prawie. Jest to swego rodzaju gra, w której najwyżsi rangą dyrektorzy banku udają zaskoczenie , a nawet konsternację, gdy ich własne propozycje stają się obowiązującym prawem.

[250]
Wystarczy przedstawić nowe przepisy jako „deregulację”, aby sprzedać je opinii publicznej jako sposób na ograniczenie biurokracji i uwolnienie prywatnej inicjatywy, nawet jeśli po ich wprowadzeniu liczba formularzy, raportów, reguł i przepisów , nad którymi będą sobie łamać głowy prawnicy, wzrośnie pięciokrotnie, a nowo zatrudnione rzesze urzędników będą zawile tłumaczyć klientom, dlaczego nie wolno im wykonać jakiejś operacji.

[319]
Z kręgów finansowych wywodzi się charakterystyczna nowomowa, pełna jasnych, pustych pojęć: wizja, jakość, interesariusz, przywództwo, proaktywność, innowacja, cele strategiczne, najlepsze praktyki.
Moda na takie dziadostwo niestety opanowała uniwersytety. Minister Kudrycka w rządzie PO to jedna z kapłanek tego pogaństwa.

[393]
Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale czy to aby nie znaczy, że rząd mówi tym firmom: możecie do woli popełniać przestępstwa finansowe, ale jeśli was na tym przyłapiemy, musicie nam odpalić działkę?
Chodzi o kryzys roku 2008, którego główni sprawcy zostali ukarani pogrożeniem paluszkiem, czyli nieznaczącymi karami finansowymi, które w efekcie i tak poniósł zwykły Jaś Kowalski, kiedy jego akcje straciły na wartości.

[509]
Im więcej w prasie doniesień o studentach rażonych paralizatorem za próbę wypożyczenia książki bez okazania karty bibliotecznej albo o profesorach, którzy trafili do więzienia za przejście przez ulicę w niedozwolonym miejscu na kampusie, tym głośniejsze i bardziej kategoryczne słychać nalegania, że tak naprawdę istotne są tylko subtelne dystynkcje władzy symbolicznej, których analizą zajmują się ci sami profesorowie.
Według autora przemoc władzy wcale nie jest symboliczną, o ile rozumieć ją jako gotowość użycia środków przemocy.

[562]
Zawsze pamiętaj, że ostatecznie chodzi o wartości (albo: gdy ktoś twierdzi, że kieruje się przede wszystkim racjonalnością, to znaczy jedynie, że nie chce przyznać, jaką naczelną wartością kieruje się naprawdę)
To, przyznam, myśl dla mnie wstrząsająca. Racjonalność sama w sobie nie jest wartością? W ujęciu autora jest i nie jest. Jest wtedy, gdy oznacza o zgodność przesłanek z rzeczywistością i logiczne wyciąganie wniosków. Domy są zbudowane z sera - to przesłanka nieracjonalna. Jestem mokry, więc właśnie pada deszcz - wniosek nieracjonalny, bo może wpadłem do kałuży. Nie można według autora mówić o racjonalności, kiedy obieramy jakieś cele. Jednym z celów Kościoła katolickiego jest eliminacja prezerwatyw, co sprzyja rozszerzaniu się epidemii AIDS, ale dlaczego racjonalne miałoby być przeciwdziałanie AIDS wobec życia w grzechu? Jak pisze autor, twierdzenie, że jakiś cel jest „racjonalny”, to retoryczny szantaż, który ma zdyskredytować przeciwstawne cele.

[584]
Magnat stalowy Andrew Carnegie nazywał tę filozofię „ewangelią bogactwa”. Wraz z gronem podobnie myślących sojuszników sfinansował kampanię, która miała głosić tę nową ewangelię nie tylko w klubach rotariańskich i izbach handlowych, ale także w szkołach, kościołach i stowarzyszeniach.
Chodziło o źródło wartości w sensie ekonomicznym. Jeszcze Lincoln uważał, że jej źródłem jest praca (Marks też). Cornegie wraz z bogatymi kolegami zaczął lansować pogląd, że to kapitał jest głównym źródłem wartości, a że nieproporcjonalnie dużo przypada jej ludziom już bogatym - to taki drobny szczegół.

[662]
To z kolei wzmacnia zjawisko, o którym pisałem gdzie indziej: dający się zaobserwować w ostatnich dziesięcioleciach nieustanny rozrost bezsensownych, nikomu niepotrzebnych prac – koordynator wizji strategicznej, konsultant do spraw zasobów ludzkich, analityk regulacji prawnych i tym podobnych – choć nawet ci, którzy pełnią te funkcje, często przyznają w tajemnicy, że nie wnoszą żadnego wkładu w funkcjonowanie organizacji.
To, czyli zjawisko wypracowania zysków, które bez funkcjonujących wcześniej państwowych zachęt do inwestowania, powoduje rozrost korporacyjnej biurokracji.

[675, o strajku w fabryce herbaty w Marsylii, którą autor odwiedził we wrześniu 2013 roku]
Przez długie lata w fabryce istniały tylko dwa kierownicze stanowiska: jedno zajmował szef, a drugie – kadrowy . Jednak w miarę jak rosły zyski, zatrudniano coraz więcej ludzi w garniturach. Pod koniec było ich dziesięciu. Ludzie w garniturach nosili wyszukane tytuły, ale nie mieli praktycznie nic do roboty, więc spędzali czas na spacerach po halach produkcyjnych, przyglądaniu się robotnikom, wymyślaniu coraz to nowszych metod mierzenia ich wydajności oraz na przygotowywaniu planów i raportów. W końcu orzekli, że trzeba przenieść produkcję za granicę – pewnie dlatego, spekulował mój przewodnik, by niejako wstecznie uzasadnić swoją przydatność, choć nie bez znaczenia mogło być i to, że o ile większość robotników straciłaby w rezultacie tego pracę, o tyle pracowników szczebla kierowniczego przeniesiono by do atrakcyjniejszych krajów. W końcu robotnicy ogłosili strajk okupacyjny, a fabrykę otoczył kordon policji.

[752, autor o swoich przygodach z biurokracją]
Jak mogłem nie zauważyć, że podpisuję się w niewłaściwej rubryce? Tuż obok była ta druga, wyraźnie oznaczona „Podpis”! Nie uważam się za szczególnie ociężałego na umyśle. Moja kariera zawodowa opiera się po części na przekonywaniu innych, że jestem inteligentnym człowiekiem.
Przypomniało mi to niegdysiejszy tytuł z Wyborczej, „Młot na dyslektyków”, tekstu o tym, jak urząd skarbowy zastosował całą swoją represyjną aparaturę, aby ukarać pewną panią za pomyłkę w numerze NIP. Z kolei kogoś innego ścigano za niedopłatę 27 groszy w VAT. Słano listy, upomnienia, jakiś urzędnik poświęcał na to czas. Nie dziwmy się, w ten sposób uzasadniał swoją funkcję.

[811]
Niemal cała wielka literatura, która bierze na warsztat biurokrację, ma formę groteski. Modelowe są naturalnie Proces i Zamek Franza Kafki, ale można wymienić wiele innych: od Pamiętnika znalezionego w wannie Stanisława Lema, który wprost czerpie z Kafki, przez Pałac snów Ismaila Kadare’a i Wszystkie imiona José Saramago, po liczne, natchnione biurokratycznym duchem dzieła Itala Calvina i niemal wszystko, co napisał Borges. Za współczesne arcydzieła gatunku uważa się powieść Paragraf 22 Josepha Hellera, osadzoną w świecie wojskowej biurokracji, oraz Coś się stało tegoż autora, o biurokracji korporacyjnej.
Można tu też dorzucić Urząd Brezy, rzecz ciekawa bo o Kościele.

[1026]
SNAFU.
„Situation Normal, All Fucked Up". Piękny skrót z amerykańskiego żargonu wojskowego. [X]

[1052]
Jeśli chcemy wpłynąć na czyjeś zachowanie bez uciekania się do przemocy, musimy przynajmniej mieć jakieś ogólne pojęcie o tym, kim ten człowiek jest, jaki jest jego stosunek do nas, co może chcieć w danej sytuacji osiągnąć, jakie ma skłonności, do czego czuje niechęć i tak dalej. Ale wystarczy uderzyć go pałką po głowie, aby osiągnąć zamierzony cel bez uzyskania odpowiedzi na żadne z tych pytań.

[1138]
W rzeczywistości jest jednak odwrotnie: policja wprowadza groźbę użycia siły do sytuacji, które same w sobie z przemocą nie mają nic wspólnego.
Bardzo rzadko zdarza się, że policja interweniuje w czasie samych aktów przemocy. Najczęściej pojawia się tam, gdzie zagrożenia nie ma: nieprawidłowe parkowanie lub spisanie protokołu po wypadku czy napaści.

[1276]
To właśnie niezadowolenie, jakie owa biurokratyczna ślepota wywołuje nawet wśród swoich największych beneficjentów, pozwoliło prawicy zmobilizować masowe poparcie dla polityki, która od lat 80. do dziś zdołała podkopać i zdemontować nawet najlepiej działające programy społeczne.

[1318]
Znalazł się wreszcie śmiałek gotów wziąć na siebie całą tę odpowiedzialność, ale w efekcie głównym punktem naszych cotygodniowych spotkań stały się relacje z jego aktualnych problemów z prawem. Sprezentowany sieci DAN samochód szybko stał się źródłem wiecznej udręki. W końcu zorganizowaliśmy wielką imprezę połączoną ze zbiórką pieniędzy, która polegała na tym, że za pięć dolarów każdy mógł wziąć do ręki olbrzymi dwuręczny młot i przywalić nim w pojazd.
DAN to alterglobalistyczna sieć Direct Action Network, której ktoś podarował samochód. Sieć nie może być właścicielem samochodu, więc znalazł się w DAN śmiałek...

[1417]
król Popiel zjedzony przez myszy
Bardzo zdziwił mnie ten Popiel w książce amerykańskiego autora. Sprawdziłem, że w oryginale było królestwo księdza Jana, znane mi z Baudolina. Tłumaczu, popieram, ale przypis by się przydał.

[1457]
(...) nierówności strukturalne zawsze wytwarzają asymetryczne struktury wyobraźni. Dzielą ludzi na klasy, z których jedna wykonuje większość pracy wyobrażeniowej, a druga nie musi tego robić.
Zgodnie z koncepcją autora, osoby podwładne lub w pozycji słabszej, aby przetrwać, muszą umieć odgadnąć oczekiwania osób na pozycji silniejszej, wejść niejako w umysł tych osób, które z kolei nie muszą podejmować takiego wysiłku. Typowy przykład tej sytuacji to służba, która o poszczególnych członkach rodziny, dla której pracuje, wie więcej niż sami członkowie rodziny wiedzą o sobie nawzajem. Nic za to autor nie wspomina o pracy interpretacyjnej polityków kandydujących do parlamentu lub innych urzędów obieralnych. Tu niejako sytuacja się odwraca, to kandydat do władzy próbuje wniknąć do umysłów wyborców.

[1620]
Mam oczywiście na myśli rażącą nieobecność latających samochodów w 2015 roku.
To, czym karmiono dzisiejszych czterdziesto- i pięćdziesięciolatków w literaturze SF i propagandzie stałego naukowego postępu, okazało się oszustwem.

[1919]
Co w Star Treku szczególnie warte uwagi, to brak jakichkolwiek oznak demokracji – oraz to, że mało kto zdaje się dostrzegać ten mankament.

[1972]
Wybór był prosty: albo oddać pieniądze państwu, albo przeznaczyć je na podwyżki płac (zaskarbiając sobie przy tym lojalność pracowników) oraz programy badawcze (nie od rzeczy w instytucji, która wyznawała jeszcze starzejący się pogląd, że celem istnienia przedsiębiorstw jest przede wszystkim wytwarzanie dóbr, a dopiero w drugiej kolejności – generowanie zysku).
Tak było przed Reaganem, kiedy zyski przedsiębiorstw były wysoko opodatkowane.

[2101]
Zamiast na badania większość czasu będziecie poświęcać na pisanie wniosków o granty. Co gorsza, ponieważ wnioski oceniają wasi rywale, będziecie wkładać cały swój talent i wysiłek nie w rozwiązywanie najtrudniejszych problemów współczesnej nauki, ale w próby przewidzenia i odparcia uwag krytycznych […]. Oryginalny pomysł we wniosku o finansowanie to pocałunek śmierci, ponieważ nikt nie wie, czy taki pomysł ma szanse powodzenia.
Cytat z: Jonathan L. Katz, Don’t Become a Scientist!

[2109]
Jeśli natomiast chcemy, aby prawdopodobieństwo przełomowych odkryć było jak najmniejsze, wówczas trzeba powiedzieć tym samym naukowcom, że środki na badania otrzymają tylko ci, którzy pokonają konkurencję i najbardziej przekonująco wykażą, że wiedzą, jakie odkrycia przyniosą ich badania.
Wbrew pozorom postęp naukowy w ostatnich trzydziestu latach jest raczej marny, a jeśli chodzi o istotnie nowe technologiczne osiągnięcia, sprowadza się do ulepszania już istniejących. Internet istniał już w latach siedemdziesiątych, został tylko bardzo upowszechniony. Autor przypomina też, że pierwsze wideotelefony były w użyciu w latach trzydziestych XX wieku w urzędach pocztowych nazistowskich Niemiec.

[2231]
Obecna postać kapitalizmu, w której konkurencja przybiera często formę wewnętrznego marketingu w ramach biurokratycznych struktur potężnych, quasi-monopolistycznych przedsiębiorstw, musiałaby Marksa i Engelsa niepomiernie zdziwić.

[2300]
Na uniwersytetach mówi się niekiedy o problemie „komisji do rozwiązania problemu nadmiaru komisji”.
A każda nowa komisja usilnie dba o to, żeby uzasadnić swoje istnienie nawet wtedy, gdy problem, dla którego została powołana, zostanie rozwiązany. Na ogół nie jest rozwiązany, co najlepiej uzasadnia konieczność utrzymania komisji.

[2324]
Według Webera jedynym sposobem pozbycia się istniejącej biurokracji jest wymordowanie wszystkich jej urzędników, jak to uczynił król Wizygotów Alaryk w imperialnym Rzymie, a Dżyngis-chan na niektórych obszarach Bliskiego Wschodu.

[2459]
going postal
To językowy idiom, który opisuje brutalne zachowanie pracownika wobec przełożonych, często z użyciem broni. Wziął się stąd, że od czasów Reagana tnie się wydatki na państwową pocztę, co prowadzi do zubożenia i podłego traktowania jej pracowników, którzy zasłynęli z takich napaści.

[2579, jeszcze raz o racjonalności wspomnianej wyżej]
Wystarczy jednak odwrócić znaki, a sytuacja zmienia się diametralnie: twierdzenie, że nasze stanowisko polityczne jest „racjonalne”, to kwalifikacja niezwykle silna. Jest on wyjątkowo arogancka, bo oznacza, że każdy, kto się z nami nie zgadza, nie tylko się myli, ale wręcz jest wariatem.

[2632]
Edmund Leach zauważył kiedyś, że ludzi od zwierząt odróżnia nie to, że mają nieśmiertelną duszę, ale to, że potrafią sobie wyobrazić, że ją posiadają.

[2858]
Dla większości z nas administracyjne formy są równie zawiłe co zagadki elfów, które można dojrzeć jedynie przy świetle określonej fazy księżyca. Jedną z najbardziej irytujących taktyk biurokratycznych jest ukrywanie informacji pod maską pełnej przejrzystości: choćby przez chowanie jakiejś podstawowej wiadomości w stosie e-maili – tak wielu, że przeczytanie wszystkich jest fizycznie niemożliwe. Jeśli się poskarżymy, że nie poinformowano nas o zmianach przepisów czy nowych obowiązkach, biurokrata triumfalnym tonem oznajmi nam, którego dokładnie dnia (zwykle przed kilkoma miesiącami) przesłano nam dokumenty z kompletem informacji.

[2977]
Najgłębszym podłożem naszego upodobania do biurokracji jest lęk przed zabawą.
Nie chodzi rzecz jasna o zabawę w ciuciubabkę, a raczej o zabawę, jaką może urządzić sobie tyran kosztem życia swoich poddanych. Takim był na przykład afrykański król Kabała, władca Gandy. Zdarzyło się, że skazał na śmierć żonę za kichnięcie [2991].

[3181]
W sobotę 1 października 2011 roku nowojorska policja aresztowała siedmiuset aktywistów i aktywistek ruchu Occupy Wall Street przechodzących przez most Brookliński. Burmistrz Bloomberg uzasadnił tę decyzję faktem, że demonstranci tamowali ruch uliczny na wiadukcie. Pięć tygodni później ten sam burmistrz Bloomberg zamknął pobliski most Queensboro na całe dwa dni, aby umożliwić kręcenie zdjęć do najnowszego filmu z serii o Batmanie w reżyserii Christophera Nolana, Mroczny rycerz powstaje.
Ironia tej sytuacji umknęła nielicznym.

[3290, o systemie wyborczym SZA]
Ustrojowa konstrukcja państwa, z kolegium elektorów i systemem dwupartyjnym, mogła zdawać się całkiem postępowa w 1789 roku – ale funkcjonuje do dzisiaj i sprawia, że w oczach reszty świata jesteśmy politycznym odpowiednikiem amiszów poruszających się powozami zaprzężonymi w konie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz