Strony

środa, 4 lipca 2018

To czyli It

Skoro Stawiszyński w Tok FM poświęcił cały kwadrans twórczości Kinga, poczułem się głupio, że znam ją tak słabo, dlatego postanowiłem To obejrzeć. A może nawet nie jest ze mną tak źle, w końcu przeczytałem za młodych lat Miasteczko Salem, Lśnienie, Smętarz i Misery (z tego co pamiętam). Są to powieści dawnego Kinga w dobrej formie, bo po wypadku w 1999 artystycznie osłabł, jak nam mówi Stawiszyński. Chyba już jestem za duży, żeby mi się chciało czytać, więc nawiązując do tradycji biblii pauperum sięgnąłem po niedawny film. Akcja nie została uwspółcześniona, więc lądujemy w końcówce lat osiemdziesiątych w miasteczku Derry, gdzie nastolatkowie (tacy bliżsi dziesiątki) właśnie zaczynają wakacje. Nie będą zbyt udane, bo akurat obudził się lokalny demon w postaci klauna Pennywise'a, który szczególnie upodobał sobie znęcanie się nad dziatwą w wieku naszych bohaterów (i młodszą też). Wcześniejsze jego wyczyny, te sprzed lat, były wprawdzie odnotowane w prasie, ale jakoś nikt nie zostawił dla potomności żadnych dokładniejszych wiadomości o Pennywise'ie. Można by zadać parę niestosownych pytań. Dlaczego tatuś Beverly nie widzi krwi oblepiającej łazienkę po jednym z makabrycznych wyskoków klauna? Kim w ogóle jest Pennywise? Ani to wampir, ani zombie, a za to ma imponujące uzębienie, które by go zrujnowało, gdyby musiał chodzić do amerykańskiego dentysty. Czy udało się uwolnić dawne ofiary Pennywise'a? Niby nic na to nie wskazuje, więc co się z nimi stało? Te pytania nie świadczą o mojej przenikliwości, a bardziej o tym, że nie jestem ci ja targetem tego filmu. Wampirami i demonami od ponad dwudziestu lat przejmuję się dużo mniej niż cieknącym kranem. To żałosne, wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz