Strony

czwartek, 21 czerwca 2018

Jurassic World: Upadłe królestwo czyli Jurassic World: Fallen Kingdom

Poprzedni film zapamiętałem jako zabawny, dlatego wybrałem się do kina na ciąg dalszy. Tym razem zaapeluję do mojej osoby w przyszłości: odpuść sobie, nie warto, tak jak z tymi Avengersami, produkcyjniakami naszych czasów. Producenci dżurasików mają taki szablon Excela, w którym wpisują imiona bohaterek, ta dobra i martwi się o dinozaury, ta jest bezwzględną reprezentantką interesów korporacji, ta zakutą wojskową pałą, a ta śmiesznym ludkiem od komputerów. (Dzień kobiet każdego dnia!) Enter i wypluwa nam scenariusz. Bo tam też działa maszyna losująca, która wstawia nowe nieprzewidziane zdarzenia, a to przypalone naleśniki, a to atak serca, a tym razem wulkan, który ma zniszczyć wyspę dinozaurów. Trzeba je więc ratować, w tę akcję włączono Andy'ego z Parks and Recreation, bo mi się nie chce sprawdzać, jak nazywa się jego postać. I jak to zwykle bywa, dinozaury trzymane w klatkach muszą, mało, że muszą - mają obowiązek, a nawet świętą powinność wyjść z tych klatek, żreć ludzi jak popcorn lub przynajmniej ich tratować. Zdradzę pewien ważny szczegół, tym razem dinozaury wyszły na ląd stały w postaci Stanów Zjednoczonych, choć z migawek wyglądało, jakby już przepłynęły do Afryki. Jeśli są takimi dobrymi podróżnikami, to poproszę, żeby na wszelki wypadek wstąpiły do Hollywood i zjadły ekipę planującą kolejne dżurasiki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz