Strony

środa, 7 marca 2018

Moonlight

Zawsze mnie dziwią główni bohaterowie tacy jak Chiron, który ani jako dziecko, ani jako nastolatek nie jest specjalnie interesująca osobą, a mimo to znajduje przyjaciół wśród dorosłych i rówieśników. Poznajemy Chirona w wieku około dziesięciu lat, kiedy dość nieoczekiwanie zaopiekował się nim Juan, diler narkotyków w Miami. Chłopak ma jakieś problemy, ale prawda o nich dozowana jest bardzo powściągliwie, choć można się domyśleć, że coś nie tak jest z mamusią Chirona. Nie tylko z tego powodu Chiron ma nielekko, bo koledzy ze szkoły wyzywają go od pedałów i nie chcą z nim grać w piłkę, za którą robi kulka ze szmat, bo najwyraźniej prawdziwa piłka to zbyt wielki luksus w supermocarstwie. Nie dało się oprzeć wrażeniu, że oglądamy ekranizację powieści Zoli kierowaną do amerykańskich mieszczuchów. W następnym etapie oglądamy nastoletniego Chirona i jak się okazuje, słusznie go koledzy wyzywali. A powinni być nieco ostrożniejsi, bo z pozoru spokojny Chiron w końcu pęka i ktoś dostanie krzesłem w łeb w ramach zawodu miłosnego. W trzeciej części Chiron jest już dorosły i z chudzielca przeobraził się w faceta o profesjonalnej muskulaturze. W tej postaci odwiedza swojego dawnego kochasia, ale w jakim celu i co z tego wyniknie - opowie wam redaktor Janicka. Film dostał Oskara, co raczej nie jest w moich oczach dobrą rekomendacją, ale w tym przypadku się nie sprawdziło. Jednym z powodów przyznania nagrody było zapewne oburzenie z poprzedniego roku, kiedy amerykańskiej akademii zarzucono rasizm ze względu na dominująca przewagę nominacji dla białych twórców. Na tej zasadzie temu filmowi też można by zarzucić rasizm, bo zobaczyłem w nim bodaj jedną bladą twarz przez moment w trzecim planie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz