Strony

wtorek, 6 lutego 2018

Parę myśli po debacie „Racjonalizm znany i nieznany”

Na początek zaznaczę, że nie jestem filozofem, więc zapewne  z punktu widzenia panelistów wypowiem jakieś kompromitujące mnie banały. Podstawowy problem racjonalizmu jest taki, że nie można go racjonalnie uzasadnić. Jest to pewien wybór, ale opłacalny. Racjonalizm ma zresztą dobrą prasę, nawet ludzie religijni często starają się racjonalnie uzasadnić swoją wiarę, przez co niejako składają hołd racjonalizmowi. Ale co to w ogóle jest? Jeśli sprowadzać racjonalizm do pragmatyzmu, mówi profesor Flis, czeka nas marny koniec. Nas, czyli ludzi szeroko pojętego Zachodu. Na mój użytek określiłbym racjonalizm jako postawę, w której należy przyjmować możliwie mało założeń pozwalających nam zrozumieć świat, a w procesie jego poznawania należy zawsze być gotowym do odrzucenia twierdzeń sprzecznych z doświadczeniem. Jak zwrócono uwagę w czasie dyskusji, często jesteśmy zmuszeni zaufać autorytetom. Nie mam z tym problemu, bo potrafię odróżnić autorytety godne zaufania od innych. Jeśli w kwestii istnienia bozonu Higgsa mam uwierzyć fizykom z CERN-u, to nie jest źle, bo gdybym poświęcił swój czas i (potencjalnie ogromne) pieniądze, mógłbym sprawdzić rezultaty ich badań. Ogłoszonego przez Piusa IX dogmatu o niepokalanym poczęciu NMP w ten sposób nie zweryfikuję. Gorzej jest kiedy autorytety naukowe sobie przeczą, jak jest na przykład w kwestii przyjęcia euro w Polsce. Wtedy jestem skazany na agnostycyzm, bo do obu stron w dyskusji mam parę pytań, na razie bez odpowiedzi. Po debacie naszła mnie refleksja, czy zdołano by przekonać kogokolwiek do racjonalizmu. Już prędzej do zwątpienia, bo choć jakaś definicja racjonalizmu się pojawiła, to ogólne przesłanie było takie, że ten racjonalizm to niezwykle słaba pozycja, niewystarczająca nawet do uzasadnienia tak zwanych wartości, którymi się w życiu kierujemy. Słusznie, bo jeśli uczymy dzieci w przedszkolu, że kraść jest nieładnie, a one się z nami zgodzą, to na pewno nie na skutek swojej racjonalnej postawy. Jeśli jednak wierzący mówią mi, że bez religii nie ma moralności (a nawet bezczelnie wmawiają mi wartości „chrześcijańskie”, bo nie kradnę i nie zabijam), to co ja poradzę na to, że mam racjonalną odpowiedź na to, skąd pochodzi nasza moralność. Nie wiem co ma do racjonalizmu opisana przez Malinowskiego społeczność Triobriandów z ich przekonaniem o braku związku między seksem a prokreacją (podobno zmyślenie autora). Profesor Flis, jak przystało na wytrawną humanistkę, rzucała wiele cytatów z nazwiskami, niektóre nawet ciekawe. Zawsze mnie zastanawia, jak słyszę, że była wzruszona cytatem bodaj z Kotarbińskiego, który przytoczyła, a wydał mi się on banalny i nawet niespecjalnie wart zapamiętania. Dla odmiany siedzący obok mnie pan przypomniał cytat ze Stevena Weinberga, noblisty z fizyki:
Religion is an insult to human dignity. With or without it you would have good people doing good things and evil people doing evil things. But for good people to do evil things, that takes religion. [X]
Aby dobrzy ludzie czynili źle, potrzebna jest religia? Ta myśl wygląda na błyskotliwą, ale tylko z pozoru. Gdyby zastąpić „religię” „fanatyzmem ideologicznym” byłbym skłonny zgodzić się bardziej. Po debacie było spotkanie z Leszkiem Nowakiem ze Stacji Ateizm. Esprit de l'escalier, nie zapytałem go „w co wierzysz i dlaczego?”, za to on zadał to pytanie siedzącemu przy stole młodzieńcowi, który zaczął opowiadać o matematyce, która tak pięknie tłumaczy świat prawami fizyki. Dlatego Bóg? Inny jest jednak problem, prawa fizyki nie są częścią matematyki, bo wyobrażam sobie matematycznie poprawną teorię flogistonu. Inny przykład, mechanika Newtona jest stuprocentowo matematycznie poprawna, cóż kiedy okazało się, że nie całkiem zgadza się z rzeczywistością. Dowiedziałem się, że religie opisują Boga z innych punktów widzenia, islam też ma swoją prawdę. To brzmi ładnie i szlachetnie, ale i tak trafi do islamskiego piekła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz