Strony

niedziela, 17 grudnia 2017

Dream Boat

Jeśli ten film dokumentalny jest jednym z częściej oglądanych na Netflixie, to niezbyt to ogarniam. No chyba, że film o homo-rejsie po Morzu Śródziemnym oglądają masowo słuchacze Radia Maryja, żeby przekonać się o własnej moralnej wyższości i utwierdzić w swojej opinii na temat gejów. Sami geje to target zbyt mizerny, żeby wywołać efekt popularności. Gdybym był heterykiem, miałbym ochotę obejrzeć Dream Boat równie chętnie, co - będąc gejem - film o rejsie lesbijek. Taki rejs to inwestycja paru tysiów i to w euro, a te najtańsze miejsca to kabiny dzielone, jak w przypadku Polaka Marka, który mieszka w Londynie i wspomina wprawdzie o Polsce jako kraju katolickim, w domyśle: nieprzyjaznym dla gejów, ale tematu zanadto nie rozwija. Inni bohaterowie to niepełnosprawny ruchowo Francuz, Palestyńczyk mieszkający w Belgii, Hindus z brzuszkiem i seksualnie wyluzowany Niemiec. Każdy z bohaterów ma jakiś życiowy problem, o którym zapewne na moment chciałby zapomnieć, ale nie zawsze się udaje. W przypadku Marka jest to kłopot ze znalezieniem drugiej połówki, do czego można mieć zastrzeżenie takie, że pomysł, aby jej szukać na homo-rejsie jest z góry poroniony. Marek jest chyba najmilszym dla oka okazem, bo wytrenowany, więc gdyby nieco poluzował, miałby branie. Wątpię, żeby film wywołał pod czaszką przykrytą moherowym beretem jakąś inną refleksją niż zgrozę na widok rozwiązłości, która występuje tu w postaci dużej liczby nagich torsów, zużytych prezerwatyw sprzątanych rano z pokładu, z rzadka - widocznych fiutków, raz nawet w buzi. Jak już pisałem, seks sam w sobie jest moralnie obojętny, to oczywista oczywistość, ale nie dla wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz