Strony

niedziela, 29 października 2017

Big Short czyli The Big Short

Mechanizm, który doprowadził do światowego kryzysu w 2007 roku, był szalenie skomplikowany, choć w istocie sprowadzał się do paru bardzo prostych zasad. A trafniej rzecz ujmując - do braku paru zasad, które nigdy nie powinny być łamane. Instytucje finansowe skorzystały z tego, że zdjęto z ich barków odpowiedzialność za udzielanie kredytów hipotecznych osobom, które nigdy nie powinny ich dostać. Kredyty te przyznawali ludzie, których premie zależały od liczby kredytów, ale przed nikim nie musieli raportować rzetelnej oceny kredytobiorców. Teraz działa magia rynku: długi hipoteczne wiąże się w paczki i się nimi handluje, ale to nie koniec, bo oprócz tego handluje się derywatami, czyli na przykład ubezpieczeniami tych paczek. Zaczyna to przypominać ogólnoświatowy hazard na wielką skalę, w którym upadek rynku kredytów pociąga za sobą kryzys w całym świecie rynków finansowych. Jest w filmie zastanawiający moment, kiedy indeksy wyraźnie pokazują, że kredyty się sypią, ale ich rating nie spada, co powoduje palpitacje serca bohaterów filmu, którymi są finansiści obstawiający spore miliony na spadek wartości. To chyba nie dziwne, bo agencje ratingowe siedzą w kieszeni bankowców. Burry, Vennet, Rickert, Baum i inni ostatecznie zgarnęli niezłe pieniądze, ale na niezłym moralnym kacu, bo wiedzieli, że za upadek systemu, a więc także za ich wypłaty, zapłacą najwięcej drobni ciułacze. Za kryzys obwinia się administrację G.W. Busha, ale już poprzedni prezydent, czyli Clinton, miał spore zasługi, bo to za jego czasów zniesiono ustawę Glassa-Steagalla z 1933 roku, która zabezpieczała oszczędności zwykłych ludzi przed ryzykownymi machinacjami finansowymi. Trzeba przyznać, że film zrobiony jest dowcipnie i daje jakieś pojęcie o realiach gospodarki. W jednej ze scen Mark Baum rozmawia w Las Vegas z panem Chau, który jest twórcą (zapewne niejedynym) owych słynnych CDO, czyli wiązek ryzykownych kredytów typu sub-prime. Chau wie, że produkuje wybuchowe zabawki, ale co z tego? Ważne, że się sprzedają. Po tej rozmowie koledzy Bauma pytają go, gdzie idzie. Odpowiedź na załączonym obrazku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz