Strony

środa, 6 września 2017

Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni (Filip Springer)

Szczecin
Na początek ostrzeżenie: to nie jest książka na czarno-biały czytnik ebooków. Kiedy doszedłem do rozdziału o pastelozie przesiadłem się na tablet, żeby docenić urodę blokowisk filuternie popaćkanych na tęczowo. Urbaniści coś tam ględzą, że lepiej byłoby nie czynić z bloków dominującego elementu krajobrazu, ale są w mniejszości. Urbaniści to ci ludzie, którzy projektują chodniki krzyżujące się pod kątem prostym, którymi nikt normalny nie będzie chodził - no i się doigrali. Ponieważ o nowym budownictwie w Polsce decydują deweloperzy, prostopadłe chodniki od dawna wydają się sympatycznym dziwactwem w zestawieniu z nowymi "udogodnieniami", takimi jak okna sąsiednich budynków, przez które można sobie sól podawać, brakiem komunikacji z resztą świata, zieleni, parków, sklepów itd. I te słynne płoty, które mają dać poczucie bezpieczeństwa, a dają tylko jego iluzję. Sam mam w swojej okolicy takie absurdalne ogrodzenie oddzielające jedno osiedle od drugiego, postawione chyba na złość, żeby na plac zabaw widoczny za płotem trzeba było drałować ponad kilometr. Bardzo przygnębiająca ta książka, w ramach odtrutki musiałem zajrzeć do kazań Skargi. W kontrze do książki mamy posłowie Stasiuka, który chwali sobie ułańską fantazję Polaków. Oczywiście, esencja kiczu architektonicznego w postaci hotelu Venecia Palace w Michałowicach to miły wybryk, ale już hotel Gołębiewski w Karpaczu, laureat paru archi-szop, to poważny lokalny szkodnik, przez którego splajtowało wiele lokalnych poniemieckich pensjonatów. Inny drobiazg to samowola budowlana - pozwolenie na budowę wprawdzie było, ale pięter miało być mniej, inny dach, a urzędnik, który chciał Gołębiewskiego za to ukarać, dostał propozycję zmiany pracy. Najsmutniejszy jest chyba rozdział o rzece. Jeszcze sto lat temu Wisła w Warszawie tętniła życiem, oczywiście kiedy nie była skuta lodem. Pływały po niej barki, tanie statki wycieczkowe, a niemało ludzi wprost mieszkało na wodzie. Pod koniec maja przez rzekę płynęły jesiotry, największe okazy długością przewyższają czlowieka. Przestały płynąć jeszcze przed pierwszą wojną. Młyny i tkalnie napędzane nurtem rzeki straciły rację bytu. Rzeka stała się zbędna. Podobno w Krakowie jest z Wisłą lepiej, chyba się tym zainteresuję. Inna sprawa to wszechobecne reklamy na budynkach, billboardach i w zasadzie wszędzie. Podobno zysk z reklamy zasłaniającej budynek w dobrej lokalizacji przewyższa zyski z czynszów, więc zdarzają się w centrach miast pustostany funkcjonujące jako stojaki na reklamy. A te są często wieszane nielegalnie, najważniejsza jest zgoda właściciela budynku, umowę podpisuje się z jednodniową spółką, magistrat potem może zadziałać w trybie urzędowym i nawet jeśli w mękach ustali, kogo ukarać, to mandat będzie tylko skromnym uszczerbkiem z zarobku. Sprzedawcy powierzchni reklamowych robią, co mogą, żeby nie doszło do wprowadzenia regulacji prawnych. Mniej tu chodzi o obostrzenia, a bardziej o to, co przy tej okazji odkryto w Wielkiej Brytanii. Przeprowadzono tam badania skuteczności oddziaływania reklam zewnętrznych i wyszło na to, że efekt jest praktycznie zerowy. Nie sądzę, aby w Polsce było inaczej. Swego czasu Kraków zasłynął z tego, że wprowadził rygorystyczne zapisy dotyczące szyldów i znaków informacyjnych w Starym Mieście. I, rzecz to niesłychana, egzekwował je energicznie przez cały miesiąc, bo później pieniądze poszły na inną akcję. Reszta Krakowa nie jest chroniona tymi regulacjami, więc mogłem przez długi czas w drodze do pracy podziwiać lokal, który miał wielki napis APTEKA na witrynie, nieco mniejszy na drzwiach, oraz wielki szyld APTEKA, który przesłaniał połowicznie szyld z napisem APTEKA. Ku utrapieniu Stasiuka aptekę zamknięto, nawet nie bardzo wiem, co tam jest zamiast niej, widocznie za mało szyldów zamontowali.

[76]
Możemy polecieć samolotem, wsiąść w Monachium (na wieży lotniska zobaczymy napis „München”) albo w Pradze (na wieży będziemy mogli przeczytać „Praha”) i wylądować w Warszawie (z wieży powita nas „Samsung”).

[311]
W efekcie powstają plany koszmary, w których nawet trzy czwarte terenu mają być zabudowane blokami.
W efekcie tego, że zainteresowanie ładem przestrzennym to prawdopodobnie ostatnia rzecz, której wymaga się od radnych.

[382, przed wojną]
Trudno w to uwierzyć, ale Polska miała wtedy jeden z najlepszych systemów planowania przestrzennego w Europie, a wiele krajów podpatrywało go i wdrażało u siebie.

[1573]
Cytat byłby długi, więc krótko streszczę. Przez Katowice płynie Rawa. Władze miasta zamarzyły o bulwarach, wydały grubą kasę na chodniki, ławki, balustrady, z których nikt zdrowy na mózgu nie skorzysta, skoro rzeka jest tym, czym jest - betonową rynną, którą płyną ścieki.

[1587, z Wisłą w Krakowie nie jest źle...]
Być może dlatego zniknięcia pozostałych krakowskich rzek – Dłubni, Wilgi, Rudawy i Prądnika – nikt specjalnie nie zauważył.

[1607]
W 2010 roku wielka woda znów nawiedziła Wrocław i znów zalała Kozanów. A właściwie jego część, wybudowane już po powodzi tysiąclecia nowe osiedla. Ich mieszkańcy desperacko walczyli o swój dobytek, a te wysiłki oglądała w telewizji cała Polska. I tylko niektórzy zadawali sobie pytanie, jak na terenach, które w 1997 roku były po prostu gigantycznym jeziorem, mogły powstać nowe domy. Odpowiedź na to pytanie była niezwykle prosta: te domy mogły powstać tylko dzięki temu, że ktoś postanowił przemilczeć istnienie rzeki w pobliżu.

[1684]
W latach dziewięćdziesiątych Łódka regularnie pojawiała się znikąd i zalewała ulicę Zjazdową [w Łodzi], odcinając od świata największy hurtowy rynek warzyw i owoców w kraju.

[1799]
Zimą 2012 roku przyglądam się facetowi biegającemu dookoła kępy drzew na Marinie Mokotów.
– Co się pan tak patrzy? – pyta, mijając mnie któryś raz.
– Po prostu patrzę –odpowiadam.
– Ale w jakimś celu?
– Z ciekawości.
– A co pana tak ciekawi?
– Że panu tak nie nudno wokół tych drzew biegać. Strasznie dużo musi pan tych kółek zrobić, żeby mieć jakiś dystans.
– Zazdrości pan?
– No właśnie nie. Nie lepiej by było panu tam w parku pobiegać? Większy jest.
– A mam wezwać ochronę do pana?
– Przecież przez płot patrzę, z chodnika.
– Ale to jest teren prywatny, nie można tak.
– Nie mogę nawet patrzeć?
– Ja wezwę ochronę, niech się pan stamtąd nie rusza.
Byt określa świadomość, a życie w zamkniętym osiedlu rzuca się na mózg.

[1920]
Któregoś wrześniowego ranka 2006 roku na bramach kilku warszawskich osiedli zamkniętych pojawiły się solidne łańcuchy zapięte na jeszcze solidniejsze kłódki. Założyli je warszawscy anarchiści. Postanowili w ten sposób zaprotestować przeciw grodzeniu przestrzeni, które wcześniej były wspólne. Uwięzieni mieszkańcy klęli na czym świat stoi, a zdezorientowani ochroniarze szukali czegokolwiek, czym mogliby przeciąć pancerne łańcuchy. Akcja anarchistów była najbardziej spektakularnym głosem w dyskusji o osiedlach zamkniętych w Polsce.

[2454]
Przed wyborami prezydenckimi w 2010 roku Sławomir Nowak, szef kampanii Bronisława Komorowskiego, powiedział:
– Billboardy są formą bardzo agresywnej kampanii wyborczej, bo są obecne na każdym rogu polskiej ulicy i irytują ludzi. Chcieliśmy w szczególnej kampanii uniknąć takich form zaśmiecania przestrzeni. 
To pewnie dlatego kampania wyborcza prezydenta Komorowskiego była prowadzona na siatkach wielkoformatowych wiszących na budynkach w największych polskich miastach. Także tych mieszkalnych.

[2712]
W Poznaniu władze miasta najpierw ogłosiły nowy regulamin dotyczący wieszania reklam na miejskich obiektach i budynkach (stanowią one nie więcej niż dziesięć procent zabudowy centrum), a tydzień później obwiesiły balustrady i przejścia podziemne plastikowymi płachtami, które zawiadamiają o zawodach sportowych nad Jeziorem Maltańskim.

[2870, mówi Hubert, aktywista miejski z Grupy Pewnych Osób]
Zacząłem dyskutować z jedną panią. Siedziała w takim plastikowym kiosku, całym obsranym przez ptaki. Tłumaczyłem, że jak ona będzie miała estetyczną knajpkę, to jej będzie się milej pracowało, a klientom lepiej spożywało. Zaczęła na mnie wrzeszczeć, żebym jej nie wyjeżdżał z jakąś estetyką, że mi za studia rodzice zapłacili. Zrobiło się bardzo merytorycznie, więc sobie poszedłem.

[3069]
Lichtenstein - 2304,
Dania - 1120,
Portugalia - 1100,
Finlandia, Norwegia-  997,
Łotwa - 800,
Czechy - 636,
Węgry, Litwa - 600,
Rumunia - 550,
Polska - 255 godzin lekcji plastyki w podstawówce i gimnazjum.
Liczby podane wyżej odnoszą się do porównywalnych czasowo etapów edukacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz