Strony

środa, 9 sierpnia 2017

Sąsiedzi czyli Neighbors

Jak wiemy od filozofa Wittgensteina, o czym nie można mówić, o tym należy milczeć. Zagadkowa to myśl, bo milczenie o kryzysie ekonomicznym nie różni się zbytnio od milczenia o kapuście kiszonej. Ale jest tak tylko w ocenie umysłu prostego. Przypomnijmy sobie dewizę video et taceo angielskiej królowej Elżbiety I. Ja chętnie pomilczę na temat Sąsiadów w stylu polskich polityków: „nie chcę tego komentować, ale...”. Nie wspomnę więc o licznych kliszach: młode małżeństwo z dzieckiem, które jeszcze się broni przed zdziadzieniem, studenckie bractwo, które zamieszkało w domu obok i co robi? Imprezuje cały czas, pomyślałby kto! Przemilczmy więc i to, że małżonkowie niby to zgrywają luzaków, ale wkurza ich ta hałastra, więc intrygują, wzywają policję, a przy tym nieźle obrywają. Można by nie wspominać o wielu detalach, prócz tego, że nadobny Efron pokazuje swój boski tors pod koniec filmu. A mogliby uczciwie od tego zacząć, a potem rzucić napis, że nic poza tym nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz