Strony

niedziela, 25 grudnia 2016

Wieczny student czyli Van Wilder

Z pierwszego Teda wnoszę, że Reynolds musiał zdobyć sławę rolą w tej komedii. Jeśli nie będzie dobre, to przynajmniej będzie przyjemne dla oka - tak sobie pomyślałem i chyba całkiem trafnie. Van Wilder studiuje już siódmy rok, bo bogaty tatuś nie żałuje na edukację syna, ale właśnie dotarło do niego, że synalek powinien opuścić mury uczelni i odmawia wpłaty czesnego. Van Wilderowi nie brakuje zdolności, ale zwyczajnie żal mu kończyć ten etap życia, który jest nieustającym pasmem imprez. Jest trochę trudniej, bo trzeba popracować nad czesnym, a poza tym wścibskie dziewczę ze studenckiej gazetki uwzięło się na niego. Nawet Waldek Kiepski by skumał, że tych dwoje zobaczymy pod koniec w miłosnym uścisku, a zapewne nieźle by się ubawił - w przeciwieństwie do mnie - patrząc na efekty zemsty dziewczęcia na narzeczonym, który przed ważnym egzaminem wypił koktajl z rozluźniaczem stolca. Uczciwie przyznajmy, że nie cały dowcip filmu sprowadza się do srania i pierdzenia. Jest przecież i napalony chłopiec, który już witał się z bobrem, ale musiał wskoczyć do basenu, bo się naoliwił i zajął ogniem. Znowu coś dla Waldka. Wygląda na to, że ja tu okropnie marudzę, ale dało się to obejrzeć bez bólu, jak również bez angażowania mięśni twarzy w celu unoszenia kącików ust w górę. Cenna wiadomość dla ludzi obawiających się zmarszczek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz